niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 54

- Nie możesz tam wejść do jasnej cholery !- Lou wydziera się na Logana. Jak widzę te jego przemądrzałą mordę to, aż krew mnie zalewa. Fakt, był moim dobrym kumplem, ale to co zrobił... To, że kazał Sandrze usunąć ciążę, przeszło granice. Jak można kazać komuś usunąć dziecko ? Przecież to już życie.
- Niby dlaczego ?!- odezwał się, widocznie zirytowany postępowaniem Lou. Jak dla mnie mógł by mu przywalić tak, żeby się nie pozbierał.
- Może dlatego, że jeśli Horan Cię tu zobaczy obije Ci mordę gorzej niż po przednim razem, pamiętasz ? Chyba nie chcesz tego ponownie, dlatego odradzam Ci wejście tam i lepiej będzie jeśli sobie już stąd pójdziesz.
- Mój przyjaciel dobrze Ci doradza. Jeśli zaraz stąd nie wyjdzie, nie ręczę za siebie i wyprowadzę Cię stąd siłą.- odzywam się podchodząc do nich z udawanym spokojem, jednak w środku cały, aż cały palę się ze złości.
- Niall, do cholery porozmawiaj ze mną, a nie  pięściami od razu się do mnie rzucasz !
- Jak mam kurwa nie rzucać się do Ciebie z pięściami, skoro kazałeś Sandrze usunąć Nasze dziecko !
- To nie tak. Proszę Cię wysłuchaj mnie.- chwile tępo wpatrywałem się w jego twarz, aż w końcu zdecydowałem się na  to czy z nim porozmawiam czy też nie.
- Chodź na zewnątrz.- mówię przez zęby.- Lou, opiekuj się nią.- mówię do bruneta i odchodzę w stronę parkingu. Gdy ja wraz ze swoim towarzyszem znajdowaliśmy się tam gdzie parkują auta wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go zapalniczką. Po chwili stałem obrócony w jego stronę zaciągając się dymem.- Więc co chciałeś mi powiedzieć ?
- Palisz ?
- Nie Twój interes. Mów, bo zaraz sobie pójdę, a do Sandry i tak nie wejdziesz.
- Dobra. Po pierwsze powiedziałem, żeby Sandra usunęła to dziecko z dwóch powodów. Jeden jest błahy, a drugi trochę poważniejszy. Pierwszy powód to to, że byłem cholernie zazdrosny o to, że będziesz miał dziecko z dziewczyną, którą kocham....- prychnąłem, na co chłopak na chwilę ucichł, ale po chwili wrócił do swojej wypowiedzi.- Drugi powód to, jest to, że bałem się, że Sandra nie poradzi sobie z wychowaniem dziecka sama... Ledwo co sobie poradziła z tym, że ją zdradziłeś. Wiesz co ona wyprawiła ? Nie raz przyprowadzałem ją do domu doszczętnie nawaloną, do tego paliła papierosy. Co chwila powtarzała, czym sobie na to zasłużyła, że nie jest jej dane szczęście, że jest na tym świecie by tylko cierpieć. Pamiętam jak pewnego dnia przyszedłem ją odwiedzić... Było z nią źle, nawet bardzo. Siedziała w salonie na kanapie skulona...- przymknął oczy, jakby ten widok go bolał. Sam sobie teraz wyobrażam, ją cierpiącą przeze mnie.- Wiesz dlaczego ? Bo ta... dziewczyna, z którą zdradziłeś Sandrę, przesłała jej kolejną płytę,kopię tego jak uprawialiście seks. Do tego dołączony był list, test ciążowy-pozytywny oraz zdjęcie usg.
Kiedy tak na nią patrzyłem, myślałem, że nie wytrzymam. Nie raz miałem ochotę do Ciebie pojechać i Ci wygarnąć co o Tobie myślę. Przez te sytuacje myślałem, że Sandra może sobie nie poradzić z wychowaniem dziecka sama. Bo kogo miała ? Rodziców, którzy ciągle są zapracowani ? Ja za niedługo musiałbym wracać do roboty, bo urlop się kończy i zaś wracam na scenę. Cały świat był przeciwko niej. Rozumiesz już moje obawy ? Rozumiesz dlaczego tak powiedziałem ?- Przetwarzam w myślach sobie jego słowa jeszcze raz, by zrozumieć każdy ich szczegół. To on był przy niej kiedy mnie nie było. To on się nią opiekował,gdy mnie nie było. To on jej pomagał gdy mnie nie było. Dotarł do mnie ten pierdolony fakt, że gdyby nie on, Sandra już dawno by się załamała.
- Nie wiem co mam powiedzieć... Dzięki, że przy niej byłeś... A i sorry, że obiłem Ci mordę w tedy.
Nie myśl sobie, że lubię Cię tak jak wcześniej, bo kochasz moją kobietę, więc łapy przy sobie.- uśmiechnąłem się do niego lekko, na co Logan nie był mi dłużny.
- Dzięki,jak ona się teraz czuję ? I co z Waszym dzieckiem ?
- Nie jest dobrze.- mówię. Nie będę mu opowiadał wszystkiego, nie ma mowy. Nie ufam mu na tyle bardzo, a poza tym nie musi wszystkiego wiedzieć i wciąż nie darzę go zbytnio dużą sympatią.- Sorry stary, ale nie powiem Ci więcej. Nie ufam Ci, a poza tym nie wiem czy mogę, bo Sandra wciąż z Tobą nie rozmawia, a to czy Tobie wybaczy to już nie mój interes. Nie mam wpływu na jej decyzję.
- A mogę ją odwiedzić > Chociaż na pięć minut i wytłumaczyć jej wszystko.
- Przykro mi, ale nie. Jest za słaba, nie potrzebuje teraz kolejnych nerwów. A teraz wybacz, ale jadę do domu się odświeżyć. Tobie też radzę jechać do domu, bo i tak nic tu nie zdziałasz. Teraz ja jestem przy niej i nic, ani nikt tego nie zmieni. Sprawy rodzinne.- uśmiechnąłem się do niego lekko. Zgasiłem peta butem i podszedłem do niego i poklepałem po ramieniu.- Jedź do domu. Nic tu po Tobie.- mówię i odchodzę w stronę mojego samochodu. Po chwili siedzę już w ciepłym wnętrzu maszyny i wzdychając, uruchomiłem ją. Szybko pokonałem drogę do domu, nie wiedząc o czym myśleć. Już od progu drzwi witają mnie psiaki, obskakując ze wszystkich stron. W mgnieniu ściągnąłem buty i odwiesiłem ciepłą skórzaną kurtkę na swoje miejsce.
Pogłaskałem chwilę psy i poszedłem do kuchni. Zajrzałem do lodówki poszukując czegoś do jedzenia. Momo, że nie byłem głodny, to musiałem coś zjeść by przypadkiem nie zemdleć w szpitalu jak będę u Sandry i dać jej kolejnych powodów do zmartwień.
 Tępo wpatrywałem się w zawartość lodówki, zastanawiając się co mógłbym zjeść.
Po chwili stwierdziłem, że zjem jakiegoś kurczaka z ryżem, sałatką oraz sosem. Wygląda na jeszcze dobrego.- pomyślałem.
Nałożyłem odpowiednią ilość jedzenia na talerz i włożyłem do mikrofalówki nastawiając na dwie minuty.
Po chwili już siedziałem przy barku kuchennym nad pustym talerzem zastanawiając się co teraz będzie.
Dlaczego akurat tak się stało ? Nie może być inaczej ? Nie może być tak, że moja Emily nie musi cierpieć ? Bo jednak teraz cierpi. Zamiast być w domu, przytulnym, ciepłym i kochającym, to jest w tym jebanym, obskurnym szpitalu. Jeszcze na dodatek ten jebany Logan ! No jak chuj. Jak Sandra mu wybaczy i zaś się zaprzyjaźnią ? Jak będzie z nim spędzała więcej czasu niż ze mną ?
I teraz przed oczami mam widok Sandry, Logana oraz Emily, szczęśliwych...
Wziąłem talerz w ręce i zamachnąłem się tak mocno, że rozbił się na ścianie kuchennej. Do pomieszczenia momentalnie przybiegły psy. Zaczęły szczekać, podbiegły do talerza i zaczęły go obwąchiwać. Zaraz były przy mnie merdając ogonem.
Wstałem z krzesła, tak gwałtownie, że się przewróciło. Wywaliłem jeszcze trzy krzesła. Przestraszone psy, ze skulonymi ogonami, pobiegły na drugi koniec kuchni. Aż taki straszny jestem ?
Zacząłem krzyczeć, ciągnąc przy tym za włosy.
Wkurzony wyszedłem na balkon zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
W myślach odliczyłem do dziesięciu by trochę się uspokoić. Ostatnio bardzo mi to pomaga.
Gdy już opanowałem swoją złość wyciągnąłem z tylnej kieszeni moich czarnych spodni paczkę papierosów, a po chwili zaciągałem się dymem.
Na prawdę, jeśli ten skurwiel zbliży swoje łapy do Sandry to mu rozjebie łeb. Na prawdę.
Zgasiłem peta w popielniczce i wyszedłem z balkonu. W domu od razu owładnęło mną ciepło.
O wiele lepiej.- pomyślałem.
Ruszyłem do sypialni mojej i Sandry, by wziąć świeże ciuchy i wziąć prysznic oraz umyć zęby, ogolić się...

***
Odświeżony i z o wiele lepszym samopoczuciem wyszedłem z łazienki.
Z odruchu poszedłem do pokoju małej Emily.  Mojej córeczki.
Zacząłem po nim się rozglądać. Patrzę z bólem w oczach na ten pokój.
Wszystko przygotowane na przyjazd małej. Wózek, ciuszki, kołyska, pościel. Kurwa, dlaczego akurat moja mała, kochana córeczka ?
Nie mogło ułożyć się inaczej ? Wiem, zadaje te pytanie sobie po raz setny, ale nie wiem, co mógł bym jeszcze dalej mówić. To jest po prostu okropne. Żadnym rodzicom nie życzę takiego czego. Żadnemu wrogowi nie życzę takiego czegoś. A zwłaszcza żadnemu dziecku nie życzę takiego czegoś.
Po prostu nikt nie zasłużył na takie cierpienia. Nawet najgorszy człowiek.
Podszedłem do komody z jej ciuszkami. Otworzyłem ją i zacząłem przeglądać w niej różnorakie ubranka dla niemowląt.
Były tam sukienki, spodnie, rękawiczki, kombinezony, body, buciki.
Gdy tak przeglądałem zawartość komody jedno pudełko wpadło mi w oko.
Wyciągnąłem je i usiadłem na podłodze. Otworzyłem pudełko i gdy zobaczyłem jego zawartość od razu uśmiech wpełzł na moją przemęczoną twarz.
Było to pudełko z malutkimi Air Max'ami. Przypomniało mi się jak je kupowałem.
Przechodziłem obok sklepu Nike, nagle w oczy wpadła mi właśnie ta para tych bucików.
Zakochałem się w nich od razu.
Odłożyłem je na miejsce i dalej przeszukiwałem szufladę.
Kolejny raz napotkałem się na wspaniałą rzecz.
Była to malutka koszulka drużyny piłkarskiej reprezentującej Irlandię. Ją też sam kupiłem. Błagałem Sandrę, byśmy ją kupili. Nie chciała się zgodzić pod pretekstem, że jest brzydka.
Przekonywałem ją tak długo, aż w końcu wygrałem... No może w połowie bo powiedziała, że i tak nigdy nie założy tej koszulki Emily. Jeszcze się przekona, że Nasza córka będzie kopała w piłkę lepiej od tatusia.
Po chwili takich marzeń poukładałem wszystko na swoje miejsca i wróciłem do dalszego oglądania pokoju.
Podszedłem do łóżeczka i przyglądałem mu się dłuższy czas, po czym włączyłem kołysankę nad nim. Wsłuchałem się w grającą melodię "usypiacza dzieci". Zawsze mówiłem na to usypiacz dzieci. Usłyszałem to w wieku dziesięciu lat, jak moja ciocia mówiła do swojego męża, żeby włączył usypiacz dzieci i tak po prostu się przyjęło.
Przymknąłem oczy i zacząłem wyobrażać sobie jak to było w mojej głowie.
" Poród Sandry... Jedziemy do szpitala, przechodzi gładko. Dziecko jest już na świecie. Przecinam pępowinę, lekarz gratuluję Nam córeczki. Sandra bierze małą na ręce. Po trzech dniach wracamy do domu. Chodzimy z wózkiem na spacer. Sandra gotuje obiad, ja zabawiam małą.
Za parę lat, chodzę z Emily i Sandrą na mecze piłki nożnej, rugby. Nawet poszedłbym z nią na golfa jeśli Harry by chciał.
Jak zaprowadzam ją do szkoły. Jak widzę jak gra na boisku w nogę. Jej szóste urodziny... Zamówiłbym, zrobiłbym wszystko co by tylko chciała. Nawet wynajął dmuchany zamek księżniczki.
Kucyka bym wynajął. Czasy gdy jest nastolatką, kiedy zaczyna się malować, chłopaki.
Każdego chłopaka, który by ją skrzywdził opieprzyłbym tak, że nie zrani już żadnej małej dziewczynki..."
Przecież tak może być palancie ! Ona wyzdrowieje idioto !- mówi mi moja podświadomość, a ja jej stuprocentowo wierzę.
Tą chwilę przerwał mi dzwonek do drzwi.
Kto by miał mnie odwiedzić ?- to pytanie krążyło mi po głowie.
Zdziwiony poszedłem otworzyć drzwi wejściowe, niecierpliwemu gościu.
Osoba, dzwoniła dzwonkiem w nieskończoność, a psy temu doprawiały bo zaczęły szczekać, skakać przy dużych dębowych drzwiach. Uciszyłem zwierzęta i odgoniłem je do salonu, po czym otworzyłem drzwi na oścież.
Moim oczom ukazał się mężczyzna w średnim wieku, trochę łysiejący, w niebieskim uniformie.
Listonosz.
- Dzień dobry Panie...- zajrzał na list i ponownie na mnie spojrzał.- Smith ?
- Nie, Horan. Smith na nazwisko ma moja narzeczona. Przyszło coś ?
- Tak, list do Pańskiej Narzeczonej z sądu.- z sądu ? Zdziwiłem się i to nawet bardzo. To nie wróży nic dobrego. Przeczuwam, a właściwie to wiem.- Proszę.- podaje mi list.
- Dziękuję.
- Proszę jeszcze podpisać tu.- wskazuje na podkładkę i kartkę przyczepioną do niej. Wziąłem od niego długopis i podpisałem się.
- Do wiedzenia.
- Do wiedzenia.- pożegnałem się z mężczyzną i zamknąłem drzwi na zamek.
Ruszyłem do salonu i otworzyłem kopertę. Wyciągnąłem kartkę i zacząłem czytać jej zawartość. Poznałem, że to apelacja*.
Gdy przeczytałem kartkę jeszcze dwa razy, ponieważ  nie mogłem w to uwierzyć.
Ten chuj, który zgwałcił Sandrę, chcę, aby ponownie wszcząć dochodzenie w tej sprawie.
Nie wirze, kurwa nie wierze !
_____________________________________________
TAM TAM DAM ! XD Jak podoba
Wam się rozdział ? Dla mnie jest taki w miarę. Nie jest zły, ale perfekcyjny też nie jest.
Pisałam na asku, że mi się nie chcę, ani nic, ale po chwili wciągnęłam się w pisanie go i nie mogłam się oderwać by nawet zjeść kolację. Taki to sposobem jem ją właśnie teraz co nie wróży to zbyt dobrze mojej sylwetce. XD
Dziękuję Wam za tak dużą ilość wyświetleń oraz komentarzy i miłych treści zamieszczonych w nich ! Po prostu dziękuję ! Kocham Was ! <3
BUZIAAAKI :**
~Sandra~

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 53


"Jeśli czytasz to nie zaszkodzi Ci skomentować zwykłym słowem jak "super". Dla Ciebie to zaledwie dwie minuty, a dla mnie duża motywacja do dalszego tworzenia. Miłego czytania."

~~~~~~~~~~~~~

Szybko usiadłam i spojrzałam na blondyna. Miał za szkolne oczy, ale nie płakał. W końcu był facetem, a ja kobietą. Dziewczynie nie jest wstyd płakać, a dla faceta przecież to hańba.
- Przytul mnie.- powiedziałam do Niall'a, a on po chwili wykonał moją prośbę. W tuliłam głowę w zagłębienie między jego obojczykiem, a szyją. Mimo iż było to tylko przytulenie, a ile dawało. Otuchę, wsparcie, miłość... Tego teraz potrzebowałam wsparcia. Gdy ode mnie się odsunął spojrzał mi głęboko w oczy. Jego piękne, błękitne tęczówki niczym jak niebo w piękny, słoneczny dzień wpatrywały się w moje zupełnie inne. Za pewne zaczerwienione od płaczu. Niall założył niesforny kosmyk moich brązowych włosów za ucho. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco co odwzajemniłam.
- Będzie dobrze kochanie.- oby mówi głos w mojej głowie.-  Pokiwałam twierdząco głową, spuściłam ją w dół i zagryzłam wargę by kolejna cisnących się do oczu łez nie wydostała się na światło dzienne. Musisz być silna Sandra, musisz zrobić to dla swojej, małej, córeczki, dla Emily.- myślę i podnoszę głowę i z powrotem wpatruję się w piękne oczy mojego narzeczonego.
- Musi być dobrze.- całuję delikatnie jego usta.
Podchodzi do Nas moja mama i każe mi coś zjeść, ponieważ zasłabnę. Kończy się na tym, że rodzicielka wciska mi jedzenie ponieważ jeśli nie będę jeść nie będę miała pokarmu dla dziecka.
Gdy biorę kęs kanapki apetyt mi wraca i jem trzy kromki chleba z pomidorem, serem oraz szynką.
***Louis***
Gdy Sandra skończyła jeść kanapki przygotowane przeze mnie, podałem jej rzeczy, które przywiózł Harry wraz z Alice. Dziewczyna podziękowała mi, oraz całej reszcie, że jesteśmy tutaj z nią oraz z Horanem. Jak mogło by Nas tu nie być, skoro córeczka Naszych przyjaciół znajduję się w złym stanie. Przecież wszystko było w porządku z jej ciążą. No dobra, na początku problemy, ale ponoć to się uformowało. Nie jestem dobry w te klocki z ciążą. Nawet nie wiem co to znaczy niedotlenienie okołoporodowe, które dotknęło moją przyszłą chrześnicę. Tak będę jej ojcem chrzestnym. Ja i Alice.
Bardzo dobrze pamiętam tą chwilę kiedy się o to Nas zapytali. Było  to dokładnie dwa tygodnie temu.
"Siedziałem sobie spokojnie na kanapie z Eleanor, jak co niedzielę zamulając przed telewizorem. Nagle przyjemną ciszę przerwał mój wibrujący telefon.
- Cholera.- zignorowałem telefon rzucając go na stolik nawet nie spoglądając kto dzwoni. Elka westchnęła i schyliła się po komórkę.
- Niall.- mówi po czym odbiera telefon.- Hej. Tak, jest. Właśnie siedzi obok mnie i się bulwersuję. Czemu ? Bo nie lubi jak ktoś przeszkadza mu w oglądaniu meczu. Jasne, już go daję do telefonu.- mówi i podaję mi go.
Czego ?- zapytałem chłodno i trochę poirytowany.
- Miłe przywitanie Tomlinson. Mam pytanie, czy nie chciałbyś się wybrać z Elką do kawiarni ? Będzie Harry i Alice. Musimy z Sandrą się o coś Was zapytać.
- Nie możesz teraz ? Przez telefon ?
- Widocznie nie. To jak ?
- O której ?
- O około czwartej po południu pod Starbucks'em, pasuje Ci ?
- Pewnie, na razie.
- Do zobaczenia.- rozłączyłem się. Westchnąłem głęboko.
- Co jest ?
- Niall i Sandra zaprosili Nas do Starbucks'a, a i jeszcze Harry'ego i Alice też. Muszę się Nas o coś zapytać, jakby nie mogli zrobić tego przez telefon.
- Oj. Będzie fajnie, może to coś ważnego, pomyślałeś ?
Pokiwałem przecząco głową.
- Szykujmy się, bo nie wyrobimy się, jak chcesz iść wziąć ze mną prysznic, a chyba chcesz ?
- Pewnie, że chcę.- moja dziewczyna zachichotała.
***
- Chciałbym zapytać Alice i Louisa o ważną rzecz. Liczę, że się zgodzicie. Nie chcę nikogo urazić z Naszego wyboru, po prostu stwierdziliśmy razem z Sandrą, że to Wy i tyle.
- Przejdź do rzeczy.- mówię szeroko się uśmiechając. Dobrze wiem o co im chodzi, ale nie powiem tego bo zapeszę.
- Bo chcielibyśmy, aby Lou i Alice zostali rodzicami chrzestnymi Emily. Wiem to może wcześniej, ale później nie będziemy mieli czasu, ani głowy na myślenie o tym.- Wiedziałem !
- Więc... Czy się zgadzam ?- chwila ciszy, wszyscy przyglądają mi się bardzo uważnie, a moja do tych czas poważna mina, zmieniła się w mgnieniu oka w szeroki uśmiech.- Pewnie, że się zgadzam ! To dla mnie istny zaszczyt.
- Ja też się zgadzam.- Alice równie szeroko jak ja się uśmiecha"
To był świetny moment. Po tej rozmowie poszliśmy na zakupy i Sandra z Niall'em zakupili rzeczy, których jeszcze potrzebowali. W tedy byli tacy szczęśliwi... Zupełnie inni niż teraz.
Mają powód. Ich dziecko leży w inkubatorze w złym stanie, a oni nie mogą nic na to poradzić.
Niall pokazywał Nam zdjęcie jak mała wygląda. Mimo w stanu w jakim się znajduję, jest bardzo ślicznym dzieckiem.
Po chwili do pomieszczenia przyszła pielęgniarka.
***Sandra***
Gdy popijam ostatnią kanapkę ciepłą herbatą do sali przychodzi pielęgniarka. Mina mojej twarzy zmienia się z normalnej w przerażoną. Błagam, żeby nie miała złych wieści.
- Dzień dobry.- mówi i uśmiecha się delikatnie. Uff... chyb nie są to złe wieści.
- Dzień dobry. Coś nie tak z Naszą córką ?- pytam by upewnić się.
- Nie, nie. Jej stan jest stabilny. Przyszłam zadać tylko Pani parę pytań.
- Dobrze, więc słucham.
- Eemm. Pani goście musieli by do słownie na chwilę opuścić salę.- kiwnęłam głową na przyjaciół i posłałam im delikatny uśmiech. Wyszli z sali, a pielęgniarka nie mal od razu zaczęła zadawać pytania i patrzyła w stos kartek w dłoni i zaznaczała odpowiedzi.- Więc... Czy ma Pani pokarm w piersiach.
- Tak, mam.
- Czuję Pani w nich mrowienie ?
- Nie.
- Czy mleko ma odpowiedni biały kolor ?
- Oczywiście, że ma.
- A czy ma pani laktator* ?
- Tak, powinnam mieć, a co w związku z tym ?- pytam.
- Stan Państwa dziecka bardzo szybko się poprawia. Za około dwa może trzy dni będziemy mogli odłączyć te wszystkie kabelki, które są przyczepione do dziecka. Ale będzie musiała znajdować się jeszcze przez dwa tygodnie w inkubatorze. A wracając do tematu laktatora i Pani pokarmu... Lepiej będzie jeśli mała będzie karmiona mlekiem matki, a nie sztucznymi wytworami z paczki. Jest ono bardziej odżywcze niż te co my byśmy podawali. Będzie musiała Pani przez trzy dni odsysać mleko z piersi, aż pięć razy i będzie mogła Pani je nakarmić, małżonek również. Po trzech dniach, kiedy Emily będzie odłączona od kabelków, będzie mogła Pani karmić piersią. i po okołu dwóch i pół tygodnia będziecie Państwo mogli zabrać malutką do domu, ale co trzy dni będzie trzeba chodzić z nią na kontrolne badania, by w razie czego szybko rozpocząć leczenie.
Więc, jeśli mogłaby by Pani, a nawet musi od ssać mleko to teraz, a ja za piętnaście minut tutaj przyjdę i pójdziemy w trójkę do małej. Do zobaczenia.- uśmiecha się szeroko i wychodzi z sali.
Wciąż analizując co pielęgniarka powiedziała wpatruję się w ścianę. A uśmiech wtarga się na moją twarz.
Odwracam głowę w stronę Horana i wciąż uśmiechając się przytulam się do niego. Chłopak bardzo mocno złapał mnie w talii, chyba zapominając się, że jestem po cesarskim cięciu. Syknęłam z bólu, a twarz wygięła się w grymasie.
- Ojej. Kochanie, zapomniałem. Przepraszam.- przeraża się i całuje czubek mojej głowy.
- Słyszałeś ? Polepsza się jej. Będę mogła ją wziąć na ręce. Jak ja się cieszę.- mówię.- Podaj mi torbę, proszę.- chłopak wykonał moją prośbę, a gdy podał mi torbę z rzeczami zaczęłam w niej szukać laktatora. Gdy go już znalazłam odwróciłam się plecami do mojego narzeczonego. Mimo, że widział mnie nago już wiele razy to teraz nie mam zamiaru się przed nim obnażać.
Odpięłam biustonosz, włożyłam zimne dłonie pod koszulkę i zaczęłam odciągać wystarczającą ilość mleka z mojej piersi.
Gdy już to zrobiłam z powrotem ubrałam stanik. Poprawiłam koszulkę od piżamy i wróciłam do swojej poprzedniej pozycji czyli siedzenia po turecku na nie wygodnym łóżku szpitalnym. Na prawdę było nie wygodne. Mam już ich dość. Mam dość tych cholernych szpitali. Mimo iż dowiedziałam się, że mojej małej córeczce się poprawia, nadal jestem przygnębiona myślą, że spędzi ona tutaj nie całe trzy tygodnie. Że wrócimy do domu bez niej. Podczas rozmyśleń przeszukiwałam torbę za butelką. Jest. Znalazłam potrzebną rzecz i przelałam mleko z laktatora do pojemnika i podałam Niall'owi butelkę. Chłopak podnosi ją na wysokość swojej twarzy i przygląda się jej bardzo uważnie. Trzęsie butelką i momentalnie się krzywi.
- Nudzi Ci się ?- pytam uważnie na niego patrząc.
- Nie... Fuj.- uśmiecha się i patrzy na mnie.
- Przecież to zwykłe mleko.- mówię i lekko chichoczę.
- Właśnie, że nie. Jest ono z cycka.
- A od krowy to niby nie jest z cycka ?
- Nie, ono jest z wymiona.
- Debil.
- Słodko mówisz debil.- mówi i cmoka mnie delikatnie w usta.
Po chwili do sali przyszła pielęgniarka. Przejęła butelkę od mojego chłopaka i powiedziała mi, że mam usiąść na wózek.
Zaprzeczyłam, mówiąc, że nie wsiądę na wózek bo potrafię chodzić. Niestety kolejny raz to położna wygrała. Strasznie nie lubię jeździć na tym pieprzonym wózku skoro umiem chodzić o własnych nogach.
Wyjechaliśmy z sali i zobaczyłam denerwujących się przyjaciół i rodziców pod pomieszczeniem, w którym przed chwilą się znajdowałam.
- Sandra, co się stało ? Po co była tam ta kobieta ?- pyta się mnie mama.
- Spokojnie, była zadać mi parę pytań odnośnie mojego pokarmu. Wszystko jest w porządku. Idę właśnie ją nakarmić. Życz mi powodzenia. Za chwilę będziecie mogli tam przyjść i zobaczyć to przez szybę, jeśli oczywiście chcecie.
- Pewnie, że chcemy. Zaraz przyjdziemy.
Dziwię się, że całą piętnastką się tu mieszczą. Haha, wiem dziwne. Piętnaście osób przychodzi odwiedzić dwie osoby w szpitalu. Ale za to ich kocham.
Wchodzimy do pomieszczenia, gdzie znajduję się Emily. Niall podjeżdża wózkiem, na którym się znajduję pod inkubator małej.
Pielęgniarka wyciąga i podaje mi ją do rąk.
- Jest piękna.- mówię i patrzę na Horana. Przykładam butelkę do malutkich ust córki.
Po chwili chwyta ona swoimi dziąsłami smoczek od butelki i zaczyna ssać.
- Tak ?- pytam kobiety stojącej na przeciwko mnie.
- Tak, tak.- mówi i kontynuuje patrzenie na mnie czy robię wszystko dobrze.
Jest taka malutka. Taka krucha. Gdybym mogła przytuliła bym ją tak bardzo mocno.
Spojrzałam na wielką szybę przede mną i szeroko się uśmiechnęłam. Wszyscy moi bliscy tam byli i uważnie przyglądali się temu co się tutaj dzieje za razem szeroko się uśmiechają do siebie oraz do Nas. Mama jak to mama wzruszyła się i wycierała oczy białą chusteczką.
***
*** Niall***
Siedzę właśnie przy łóżku Sandry, która zasnęła nie całe piętnaście minut temu. Wszyscy zebrali się do domu prócz mamy Sandry, Louisa, Harry'ego i Alice.
Jesteśmy już w tym szpitalu od doby. Po prosiłem Liama, żeby nakarmił i wyprowadził psy.
Do sali weszła mama Sandry. Położyła na moim ramieniu swoją wypielęgnowaną dłoń.
- Powinieneś pójść do domu odświeżyć się, a przede wszystkim coś zjeść i odpocząć.
- Nie mogę... Muszę być przy nich.- mówię i spuszczam głowę w dół.
- Niall... Kochany one wiedzą, że przy nich jesteś. Przecież nie jesteś maszyną... Musisz spać, jeść.
- Nie mogę ich tu zostawić. Potrzebują mnie.
- Daj przemówić sobie do rozsądku. Będę przy niej. Spokojnie nic jej się nie stanie. Przecież jeszcze tu wrócisz. A teraz wstań i jedź do domu. Wszystko będzie dobrze.- mówi. Jeszcze chwilę siedzę na krześle przy łóżku Sandry.
Po chwili wstaję i nachylam się nad śpiącym ciałem mojej narzeczonej.
- Skarbie, niedługo wrócę. Śpij. Kocham Cię.- szepcze i całuję jej czoło. Głaszczę ją po ramieniu po czym staję na równe nogi i zwracam się ku mojej przyszłej teściowej.
- Dziękuję.- mówię i przytulam się do niej. Kobieta początkowo jest zaskoczona i zdezorientowana moim gestem, ale po nie długim czasie odwzajemnia czyn.- Do widzenia.
- Cześć, trzymaj się.
Uśmiecham się delikatnie do niej i wychodzę z sali. Gdy po cichu zamknąłem drzwi od pomieszczenia ujrzałem osobę, której najmniej tu się spodziewałem. Lou właśnie się z nim sprzeczał.

________________________________________________________________________
Aaaa ! I jest rozdział ! Rozdział dedykuję dziewczynie, która na moim asku zadaje tylko pytań na temat bloga.
KOCHAM WAS !
Komentujcie <3
~Sandra~

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 52

Rozdział dedykuj ~L Sandra ;3

"Jeśli czytasz to nie zaszkodzi Ci skomentować zwykłym słowem jak "super". Dla Ciebie to zaledwie dwie minuty, a dla mnie duża motywacja do dalszego tworzenia. Miłego czytania."

~~~~~~~~~~~~~

***Niall***
Kiedy lekarz wyprosił mnie z sali myślałem, że mnie kurwica weźmie. Przecież partner, ojciec dziecka może być obecny przy cesarskim cięciu. Pocałowałem ostatni raz Sandrę i wyszedłem z sali. Oczywiście przyglądałem się bardzo uważnie co się działo. Dosłownie minęło pięć minut, a oni mieli już małą w ręku. Tylko, że coś mi tu nie grało, dlaczego, nie dali dziecka Sandrze ? Co do cholery się dzieję ? Lekarz z trzema pielęgniarkami wzięli małą na koniec sali i coś koło niej robili. Słyszałem, aż tutaj jak Sandra krzyczy co się dzieję. Ja też kurwa chcę wiedzieć co dzieję się z moim dzieckiem. Moja księżniczką, z moją kruszyną. Odszedłem od szyby i uderzyłem pięścią o ścianę, że mnie ręka zabolała. Miałem ochotę wszystko rozwalić. Nie docierała do mnie myśl, że mam wracać do domu bez mojej kruszyny. Podszedłem do szyby i zacząłem w nią uderzać, nie zbyt mocno, ale i nie lekko. Sandra płakała. Po chwili Pielęgniarki i lekarz jechali inkubatorem w stronę wyjścia od sali. Odsunąłem się kawałek. Kątem oka zobaczyłem moją córeczkę. Jest prześliczna, taka malutka, ale najgorsze było to, że miała jakąś rurkę w gardełku, a na buzi maskę tlenową. Co się do chuja tutaj dzieję ?
Wbiegłem do sali gdy lekarz odjechał z moją córeczką i podszedłem do pielęgniarki, która coś robiła na sali i zadałem jej miliony pytań jak "Co się stało ? Co jest nie tak ? Czy to coś groźnego ?" na co odpowiedziała, "nie mogę w tym momencie udzielić żadnych informacji o dziecku"
- Ale to jest moje dziecko do cholery, proszę mi powiedzieć co się z nią dzieję !- nie wytrzymuję i krzyczę na położną.
- Proszę tu nie krzyczeć, musi Pan poczekać na lekarza, w niczym Panu nie pomogę, przykro mi.- mówi i odchodzi, ale w połowie drogi się zatrzymuję i odwraca w moją stronę.- Proszę za mną, nie może Pan tu przebywać.- spojrzałem ostatni raz na Sandrę zbolałym spojrzeniem i wyszedłem za pielęgniarką.
- Kiedy będę mógł ją zobaczyć ?
- Z kim ?
- Z Sandrą i kiedy będę mógł zobaczyć i dowiedzieć się co z moją córką ?
- Z Panią Sandrą, będzie mógł Pan zobaczyć się za trzydzieści minut, a z córką, to zależy od jej stanu.- i po prostu sobie poszła... Ja pierdole, co za po pierdolone miejsce... Jak można zabronić komuś dowiedzenia się w jakim stanie znajduje się jego dziecko ? No ja pytam jak do kurwy nędzy ?!

Po trzydziestu minutach mogłem spotkać się z Sandrą. Na razie nie wiem nic co działo się z moją kruszyną.
Wszedłem do sali, w której znajdowała się moja ukochana i zastałem ją wpatrzoną w sufit, a łzy leciały jej po policzkach.
Usiadłem na krześle przy jej łóżku i chwyciłem jej dwa razy mniejszą dłoń w moją większą. Dziewczyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Wiadomo już coś ?- pyta zachrypniętym głosem od płaczu. Ja kiwam tylko przecząco głową.- Jak tak można ?

***
Minęło dziesięć godzin. Tych cholernie długich dziesięć godzin, a my nic nie wiemy o tym co dzieje się z Naszym dzieckiem.
***Sandra***

Szczerze ? Czuję się okropnie. Nie wiem co dzieję się z Naszym dzieckiem, kompletnie nic. Po prostu wyjęli ją z brzucha i zabrali ją. Nawet jej nie widziałam dokładnie. Wyobrażałam to sobie inaczej, że urodzę w terminie, że nie będę miała cesarskiego cięcia, że jak już urodzę małą, to ta będzie w moich ramionach, że będzie zdrowa, a tu kurwa zabierają mi dziecko bóg wie gdzie, a ja nic nie wiem o tym w jakim stanie się ono znajduję. Rozumiem, że zabrali ją, żeby jej pomóc, dobra, ale czemu nie udzielą mi informacji o jej stanie ? Smutek i rozpacz rozrywają mnie od środka, a myśl, że coś może się stać... pomaga smutku i rozpaczy. Po kolejnej godzinie, w końcu do sali przyszedł lekarz. Mężczyzna, coś około pięćdziesiątki.
Powoli usiadłam, dlatego powoli, że brzuch mnie boli nie miłosiernie.
- Dzień dobry.- wita się z nami,
- Czy dobry to ja nie wiem, co się dzieje z Naszym dzieckiem ?- wypalam.- Ja można trzymać nas ponad jedenaście godzin, w nie pewności czy dziecko przeżyję czy nie ?! Jak, ja się pytam ?!- nie wytrzymałam i po prostu nakrzyczałam na lekarza stojącego przede mną, a on stał zupełnie nie wzruszony moimi słowami.
- Proszę się uspokoić, po to tu jestem, żeby Państwu wszystko wytłumaczyć.
- To proszę, słuchamy.- mówię.
- Więc tak, u Państwa dziecka doszło do niedotlenienia okołoporodowego. Niedotlenienie okołoporodowe jest obniżenie ciśnienia cząsteczkowego tlenu we krwi tętniczej, które prowadzi do niedoboru tlenu w tkankach. Upraszczając, to sytuacja, kiedy dziecko otrzymuje za małą dawkę tlenu. Zwykle dzieje się tak pod koniec ciąży, podczas porodu lub tuż po narodzinach. Niedotlenienie często dotyka dzieci zdrowe, donoszone i o prawidłowej wadze. Niedotlenienie okołoporodowe występuję bardzo rzadko, a jeżeli występuję, to krótkotrwałe. Niedotlenienie krótkotrwałe nie prowadzi do dużych problemów ze zdrowiem dziecka ani teraz, ani w przyszłości. Natomiast niedotlenienie, które trwało zbyt długo może prowadzić do trwałego uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego; mózgowego porażenia dziecięcego; opóźnienia rozwoju umysłowego; upośledzenia narządu słuchu lub wzroku; padaczki.
Skąd bierze się niedotlenienie około porodowe ? Dziecko w brzuchu mamy oraz podczas porodu otrzymuje tlen dzięki łożysku, przez pępowinę. Do głównych przyczyn niedotlenienia zalicza się do ciążę przenoszoną, która często idzie w parze z niewydolnością łożyska, przedłużający się poród, np. zbyt długie przedostawanie się główki przez kanał rodny, lub jak w Pani przypadku przedwczesny poród. Czemu zabraliśmy na tak długo Państwa córkę ? Otóż jak już Państwu tłumaczyłem wystąpiło u niej niedotlenienie okołoporodowe. Na szczęście nie trwało ono za długo i maleństwo jak na razie znajduję się w stanie stabilnym. Jak Pani widziała zabraliśmy małą na koniec sali by założyć jej rurkę intubacyjną do tchawicy oraz podłączyć do respiratora i masować serce. Teraz jest w specjalnym inkubatorze do oddychania mieszanką gazową wzbogaconą w tlen. Po wyjściu ze szpitala małą będzie musiała być pod stałą opieką, kontrolą specjalistów by w razie konieczności reagowali. Córeczka będzie pod stałą kontrolą przez dobre parę tygodni w tym szpitalu, a później transportowana do szpitala gdzie spędzi kolejny tydzień i jak wszystko pójdzie dobrze będzie można zabrać ją do domu. Teraz znajduję się jak wspominałem na specjalnym oddziale. Na razie jej stan jest stabilny, za pół godziny będzie mogło Państwo iść ją zobaczyć.- zamarłam. Zamarłam, że mała znajduję się w takim stanie.
- A... A czy jeśli pójdzie wszystko dobrze, będzie mogła trafić do domu w szybszym czasie. Bez konieczności transportowania jej do innego szpitala ?
- Jeśli wszystko będzie z małą dobrze to tak, ale muszą się Państwo liczyć z tym, że co tydzień trzeba będzie chodzić na badania czy nie dzieje się nic w mózgu małej.
- Jeśli wszystko będzie z nią w porządku kiedy będzie mogła wrócić do domu ?- tym razem Niall zabrał głos, chodź wiedziałam i słyszałam, że to nie było dla niego łatwe.
- Gdzieś tak około miesiąc.
- A co jeśli jej się pogorszy ?
- Jak już wspominałem prowadzi to do trwałego uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego; mózgowego porażenia dziecięcego; opóźnienia rozwoju umysłowego;
upośledzenia narządu słuchu lub wzroku; padaczki. Jednak z badań wynika, że Państwa córka może mieć najgorsze powikłanie czyli mózgowego porażenia dziecięcego. Nie będę tłumaczył Państwu co to znaczy ponieważ, nie chcę zapeszać jak do tych czas stabilnego stanu Waszej córki. Za chwilę przyślę pielęgniarkę i zaprowadzi Państwo do Waszego dziecka. Do zobaczenia.- powiedział po czym opuścił salę.
- Moja mała kruszynka, Nasza księżniczka, dlaczego ?- zaczęłam szeptać, a łzy spływały po moich policzkach powoli, aż zaczęłam szlochać, a po chwili rozpłakałam się już na całego. Niall natychmiastowo wstał i mnie przytulił. To nie możliwe, że to się stało akurat jej. Dlaczego ?

***
Jadę właśnie na wózku inwalidzkim. Mimo moich sprzeciwów kazali mi na niego usiąść, to jest przecież nie dorzeczne, przecież potrafię chodzi, jednak nie przedłużałam tego, bo im dłużej się kłóciłam tym dłużej zwlekałam z zobaczenia się z moją córeczką. Wchodzimy na salę, gdzie znajduję się jeden inkubator. Jest tu tak strasznie biało, że aż oczy bolą. Podjechaliśmy pod inkubator, a kolejne łzy cisnęły się do oczu. Te kabelki przy jej pięknej buzi. Łzy powoli spływały po moich policzkach, a uśmiech i tak wszedł na moją twarz. Jest taka piękna. Słodziutka, malutka. Włożyłam rękę przez specjalny otwór i dotknęłam jej malutkiej rączki. Pogłaskałam ją po główce, a po chwili wróciłam do rączki. Mała chwyciła mój palec i ścisnęła go. Lekko zachichotałam na ten mały, ale tyle znaczący gest.
- Silna jest.- szepnęłam.
- Nasza malutka Emily.- Niall staje za mną i kładzie swoje dłonie na moich ramionach.
- Mała jest bardzo dzielna i silna. Walczyła z całych sił i się nie dała.-odzywa się pielęgniarka. Kobieta w średnim wieku, rude włosy.
- W końcu płynie w niej moja krew.- Niall się uśmiecha, a potem chichocze.
- Może Pan iść z drugiej strony i zrobić to samo co Pańska małżonka.- Niall spojrzał na mnie i się uśmiechnął po czym poszedł na drugą stronę inkubatora i również włożył rękę, a mała tym razem jego palca uścisnęła. Mimo, że Niall nie jest moim mężem, nie poprawiłam pielęgniarki, ponieważ bardzo podoba mi się to, że niektórzy ludzi biorą Nas za młode małżeństwo. Chciałabym kiedyś wyjść za mąż, być żoną Horana. Mieć rodzinę, którą już mam, ale żeby wszyscy byli w domu... Szczęśliwi, kochający się i przede wszystkim zdrowi. Mała Emily musi wyzdrowieć. Nie mam innej opcji. Musi przeżyć, jest silna, jak jej cudowny tatuś.
Posiedzieliśmy tam jeszcze z godzinę, po czym musieliśmy opuścić salę ponieważ kruszyna musiała odpocząć. Łącznie ze mną i Niall'em. Byłam przemęczona. Jednak kiedy wróciliśmy do mojej sali, czekali już tam moi rodzice, tata Horana, Lucas, Vicki, Nasi przyjaciele oraz mój młodszy brat Matt. Poważnie ? Więcej ich tu nie było ? Chcę odpocząć, a nie użerać się z tym diabłem, którym jest Matt.
- Boże Sandra, Niall ! Co się stało ?!- moja mama podeszła do Nas i pocałowała mnie w głowę i z przerażeniem w oczach patrzała na Nas. Cała się trzęsła, zresztą równie jak ja czy jak Niall. Zresztą wszyscy się trzęśli i mieli przerażanie w oczach.
- Nie mam siły tłumaczyć, chcę coś zjeść i po prostu iść spać, mogę ?- pytam i łapię cię za głowę.
- Po prostu Sandra musiała mieć cesarkę, ponieważ nie było postępów w porodzie, a dziecku spadło tętno, gdy miała te cesarskie cięcie zabrali Nam małą na ponad jedenaście godzin, a po tych godzinach dowiedzieliśmy się, że Emily miała niedotlenienie okołoporodowe. Jak na razie jej stan jest stabilny i nic się nie dzieję. Właśnie od niej wracamy. Jest podłączona do tylu kabelków... Ale mała jest silna i powinna z tego wyjść, bądźmy dobrej myśli.- Niall opowiedział w skrócie co się stało, a z każdym kolejnym słowem głos mu się łamał. Wszyscy patrzeli się na Nas z szeroko otwartymi oczami oraz ustami.
- Tak Nam przykro kochanie...- nie dokończyła ponieważ jej przerwałam.
- Nie mów, że jest Ci przykro ! Mała żyję i tak będzie przez wiele dobrych lat ! Rozumiesz ?! Więc nie mówcie, że jest Wam przykro skoro ona żyję !- krzyczę i wstaję z wózka i kieruję się do łóżka. Kładę się na nim bokiem w stronę okna, a pojedyncze łzy spływają po moich policzkach kapiąc na poduszkę, mocząc ją przy tym. Mam już dość szpitali. Mam już dość przebywania w nich.
- Kochanie, uspokój się. Twoja mama nie miała tego na myśli. Wiesz o tym, a teraz usiądź, zjesz coś.- Niall siada na łóżku i pociera dłonią o moje gołe przed ramię.- Im też jest ciężko. W końcu to ich wnuczka. Usiądź skarbie.- pocałował mnie w głowę, a na policzku poczułam, że coś na niego kapnęło. To była łza. Nie była moja. Była blondyna. Była Niall'a. 
______________________________________________________________
UF ! Kochani skończyłam ! Wreszcie, ten rozdział może i nie jest wspaniały, ale chyba może być ! Jak myślicie mała przeżyję ?
A wiecie, że dzisiaj mija okrągły ROK od kiedy założyłam to opowiadanie ?! Po prostu nie mogę w to uwierzyć, że tyle zaszło w życiu Sandry i Niall'a. Więc dziękuję Wam, że byliście ze mną przez ten okrągły rok ze mną i czytaliście (że tak powiem) te gówno co Wam tu pisałam. Przez ten rok uzbierałam tutaj 41498 wyświetleń, 28 obserwatorów !!! Po prostu DZIĘKUJĘ WAM ZA TO, ŻE BYLIŚCIE, JESTEŚCIE I MYŚLĘ, ŻE BĘDZIECIE ZE MNĄ OD POCZĄTKU DO KOŃCA ! KOCHAM WAS PYŚKI :* DO KOLEJNEGO : )

Komentujecie <3 

~Sandra~

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 51

"Jeśli czytasz to nie zaszkodzi Ci skomentować zwykłym słowem jak "super". Dla Ciebie to zaledwie dwie minuty, a dla mnie duża motywacja do dalszego tworzenia. Miłego czytania."

~~~~~~~~~~~~~

Minął miesiąc od kiedy mamy Herę. Jest bardzo szczęśliwym psiakiem. Jest to też ostatni miesiąc mojej ciąży, z jestem bardzo zadowolona, ale i zdenerwowana. Nie wiem jak to będzie, nie wiem czy dam radę, czy nie zrobię jej przez przypadek krzywdy... Stop ! Nie myśl o tym, dobrze wiesz, że to nie prawda- mówi mi moja podświadomość. Tylko, że ja się cholernie boję. Niall z tego faktu jest szczęśliwy, że będzie miał córeczkę, że będzie miał kogo bawić. Chłopak mnie uspokaja bym się nie martwiła, że będę najlepszą mamą na świecie, ale... po prostu cholernie się boję.
Dobra, muszę wyprać firanki, bo mojemu kochanemu blondynkowi zachciało się palić, a nie chciało mu się iść na balkon. Wzięłam taboret z kuchni i ustawiłam go przed oknem w salonie. Weszłam na niego i powoli odpinałam firankę zawieszoną na żabkach. Czy jest mi ciężko ? Szczerze mówiąc nie.
- Wróciłem !- krzyczy mój chłopak.- Sandra ?
- Tu jestem.- równie głośno krzyczę.
- Jezu, co Ty robisz ?!- oho ! Zaczęło się...
- Ściągam firanki bo śmierdzą fajami, a to tylko przez Ciebie bo nie chciało Ci się wyjść na balkon.- zachwiałam się lekko, lecz złapałam wystarczająco szybko równowagę, by nie spaść, po czym wróciłam do poprzedniej czynności.
- Czy Ty kompletnie zwariowałaś ? Sandra Ty jesteś w zaawansowanej ciąży, a wspinasz się po krzesłach. Złaź.- mówi i wyciąga do mnie ręce by mógł mnie ściągnąć z taboretu. Patrze na niego z pod byka.- Nie patrz tak na mnie, chodź.
- Złamiesz się.- śmieję się tak głośno, że sąsiedzi mogli by mnie usłyszeć w swoim domu. Straciłam równowagę i wylądowałam w ramionach mojego ukochanego. DOBRY REFLEKS, ZAŚ PAKOWAŁ !- myślę. Dzisiaj strasznie dużo myślę. Haha.
- Widzisz ?- mówi i równie się śmieje.- Jakoś się nie złamałem.
- Nie mówiłeś mi, że byłeś na siłowni.- uśmiecham się szeroko, na co on nie pozostaje mi winny. Kocham jego uśmiech, wspominałam ?- Kocham Cię.- Nasze twarze są bardzo blisko siebie, a po chwili usta łączą się w jedną całość. Pasują do siebie jak ulał.
- Też Cię kocham.- odpowiada mi i postawia na ziemi, a ja się w niego mocno wtulam.- Co dzisiaj porabiamy ?
- Nie wiem, nie chcę mi się nigdzie wychodzić.
- Tylko wyjdziemy z psiakami i w tedy posiedzimy w domu, ugotuję Ci kolację.
- Oh. No dobra. Ale tylko na godzinę, a nie na pięć jak zawsze.- śmieję się.
- Jasne. To chodź.
Na spacerze było przyjemnie. Pobawiliśmy się z psiakami. Wróciliśmy do domu, a moje kochanie zrobiło lazanie. Mniam ! Zjedliśmy i położyliśmy się razem spać.

***
W  środku nocy obudził mnie prze ogromy ból. Tak, ból brzucha. Usiadłam na łóżku i wydałam z siebie cichy jęk, stawały się one co raz głośniejsze.
- Niall.- udało mi się go zawołać. Jedną rękę trzymałam na brzuchu, a drugą go szturchałam.
- Hym ?- pyta zaspany.
- Niall... Boli.- mówię z bólem w głosie. Chłopak na moje słowa się zerwał i automatycznie przy mnie był.
- Brzuch ?- pokiwałam twierdząco głową.- Chcesz wody ?- przytakuję. Sięga do szuflady, wyciąga z niej butelkę, odkręca zakrętkę i mi ją podaję. Przykładam ją do ust, ale tak mocny skurcz mi nie pozwala się napić. Momentalnie wypadła mi z ręki. Jęknęłam z bólu. Poczułam, że wody mi odchodzą... Co ?! Za wcześnie ! To jest za wcześnie.
- Niall... Wody mi odeszły, to za wcześnie.- rozpaczam.
- Cholera. Poczekaj tu.- mówi i znika w garderobie, po chwili wraca z ciuchami. Pomaga mi się ubrać, po czym sam się ubiera.- Poczekaj idę otworzyć auto, sama nie pójdziesz, będę musiał się zanieść.- biegnie.
Ból nie daje mi spokoju. Drę się na cały dom. Zwijam się z bólu. To za wcześnie.- ta myśl teraz mi chodziła po głowie. Niall wrócił i wziął mnie na ręce. Złapałam za jego kurtkę i ściskałam tak mocno, że nie czułam dłoni.- Boli.
- Wiem, że boli. Skarbie wytrzymaj, proszę Cię.- Niall położył mnie na tylnych siedzeniach w samochodzie.- Wytrzymaj kochanie.- cmoknął mnie w usta szybko i pobiegł zamknąć drzwi od domu. Wrócił i z piskiem opon wyjechał z parkingu.- Harry masz zapasowe klucze do mojego mieszkania. Proszę pojedź tam z Alice i niech weźmie rzeczy Sandrze do szpitala. Nie zdążyłem już ich wziąć... Kurwa ! To jest za wcześnie ! Jest w ósmym, a nie w dziewiątym. Błagam Cię jedź tam i weź rzeczy potrzebne, są one spisane na kartce w komodzie pod telewizorem. Dzięki. Pa.- mówi nie spokojnym głosem i się rozłącza.
- Kochanie, jeszcze tylko dwie minutki i będziemy na miejscu. Wytrzymaj, błagam ! Jeszcze tylko chwila.
Krzyknęłam głośno z powodu kolejnego, tym razem mocniejszego skurczu. Słyszałam jak Horan klnie pod nosem.
- Już jesteśmy.- hamuje gwałtownie i wybiega z auta jak torpeda. Otwiera tylne drzwi i mnie wyciąga z samochodu. Ponownie chwytam jego koszulkę. Wtulam się w jego szyję i ściskam koszulkę. Wbiega na porodówkę i krzyczy.- Halo ! Jest tu jakiś lekarz ?- na korytarz wychodzi za pewne pielęgniarka. Przywozi wózek, a Niall mnie na nim sadza.
- Który to tydzień ?
- Trzydziesty drugi.
- Kto jest jej ginekologiem ?
- Doktor Boston.
- Wody odeszły ?
- Tak, cholera zajmiecie się nią ?! Nie widzi Pani, że ona cierpi ?!- Niall się uniósł.
- Spokojnie.- pielęgniarka pchała wózek, a Horan szedł za Nami. Gdy wjeżdżaliśmy na jakąś salę, przeczytałam, że jest to sala na, której się rodzi. Czyli to już czas- pomyślałam.
- Niall...
- Słucham Cię.
- Zostań przy mnie, nie odchodź, chcę Cię mieć tutaj.
- Nigdy, będę przy Tobie. Trzymaj się.
Położyli mnie na łóżku i przebrali. Zauważyłam, że do sali wchodzi Lekarz, przygotowany do porodu.
Zrobił mi USG i sprawdził ile mam rozwarcia.
- Dziesięć centymetrów. Rodzimy Proszę pani. Proszę z każdym kolejnym skurczem, mocno pchać.
Gdy poczułam kolejny skurcz, złapałam Niall'a za rękę i zaczęłam.
Po dziesięciu minutach nic ! Nawet główki nie widać.
- Doktorze tętno dziecka spada.
- Cholera. Pani Sandro, jest potrzebne cesarskie cięcie. Tętno dziecka spadło. Zagraża to jego życiu. Czy zgadza się Pani na to ?
Spojrzałam na blondyna, a ten na mnie. Przestraszni patrzymy na siebie.
- T-tak.- mówię, cała roztrzęsiona.
- Jedziemy, proszę wezwać chirurga na salę operacyjną. Szybko.
- Niall, boję się.- samotna łza spływa po moim policzku.
- Lekarz wie co robi kochanie.
- Panie Horan, będzie Pan musiał poczekać w poczekalni, oczywiście będzie można patrzeć przez szybę.
- Dlaczego ? Ja muszę być przy niej.
- Proszę się ze mną nie kłócić. Musi Pan się liczyć ze zdrowiem dziecka.
Wywożą mnie do sali do cesarskiego cięcia.
Dali mi maskę znieczulenie i zaczęli ciąć. To był tylko moment, a już trzymali małą w rękach.
Cisza... Cholerna cisza ! Dlaczego ona nie płaczę ?! Co się dzieję ?!
- Co się dzieję ?! Czemu ona nie płaczę ?!- mówię płacząc. Nie odpowiedzieli na moje pytania. Co się dzieję ? Płaczę co raz bardziej. Widzę jak oczyszczają jej gardełko, ale nadal nic. Łapię się za głowę i płaczę jeszcze mocniej. Cała się trzęsę. Zabrali ją. Jest na końcu sali z jednym z lekarzy i coś przy niej robią. Obraz cały mi się zamazuje i nie widzę nic. Nawet jakbym nie płakała to i tak zasłonili cały widok. Płakałam głośno nie patrząc czy chirurg mnie zszywa czy nie.
- Co się dzieję ?! Dlaczego ona nie płaczę ?!

________________________________________________________________________
Hej kochani !! Oto poród Sandry ! I jak wrażenia ? Dla mnie ten rozdział jest okropny ! Nie mam siły, ani go poprawiać, sprawdzać. Jest mniej więcej opisane. Szybko rozwinęłam akcję. Na prawdę, nie wiedziałam jak mam to opisać ! Przepraszam za błędy, za to, że jest on taki chujowy, ale po prostu padam ! Idę spać ! Dzień-dobranoc ! Kocham Was ! Bardzo proszę o wyrażenie swojej opinii na temat rozdziału długimi komentarzami ! Kochaam !!

~Sandra~