sobota, 14 czerwca 2014

Epilog


*5 Miesięcy później*

*Sandra*

Tak, to dzisiaj. Ten dzień. Dzień, w którym wychodzę za mąż. Za Niall'a.
Po prostu... po prostu nie mam słów. 
Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że poznam Niall'a Horan'a, będę z nim w związku, będę w ciąży, będę brała ślub z nim to wyśmiałabym go w twarz. Nigdy mi to na myśl by nie przyszło, że moje życie tak się potoczy. 
Mimo nieszczęść, które mnie spotkały, w końcu przyszła fala szczęścia.
Ktoś kiedyś powiedział mądrze, że po każdej burzy wychodzi słońce, nie mylił się...
Takim o to sposobem siedzę na krześle, przygotowywana do uroczystości ślubnej.
- Sandra, nie płacz, rozmazujesz się.- mówi mi znana kosmetyczka.
- Ale ja nie potrafię!
- Jednak musisz.- karci mnie.- Jeszcze jedno dociągnięcie i... gotowe. Piękna fryzura i makijaż. Teraz suknia. Jak się czujesz ?
- Szczęśliwa.- odpowiadam i przyglądam się swojemu odbiciu. Wyglądam na prawdę ładnie.

*Niall*

 - Stary ! Żenię się !- ekscytuję się.
- Wiem, Niall.- mówi Harry.
- To jest nie wiarygodne !
- No nie wiem...- śmiejemy się.
- Kto by pomyślał, że w wieku dwudziestu jeden lat będę brał ślub i miał dziecko.
- No na pewno nie ja.- ponownie się śmiejemy, lecz przerywa Nam Emily, która jest ze mną, ponieważ Sandra musi się przyszykować o wiele dłużej ode mnie, zresztą dziewczyny też, co się dziwić.
- Dobra, pora się szykować, pozostało piętnaście minut. Za piętnaście minut będę miał piękną żonę... Wciąż nie wierzę.- ekscytuję się po czym biorę małą na ręce i zaczynam ją ubierać. Mała ma już sześć miesięcy
 i jest piękna.

*Piętnaście minut później*

Stoję przed ołtarzem i czekam na Sandrę.
Po chwili muzyka ślubna zaczyna grać, a zza ściany pokrytej pnączami róż wychodzi przepiękna, dziewczyna w białej sukni. Tak, ona jest moja. Najpiękniejsza, najcudowniejsza...
Wzrok wszystkich facetów znajdujących się w pięknym ogrodzie zwrócił się ku Sandrze, która wyglądała najpiękniej z wszystkich razem wziętych kobiet na świecie.
Sandra szła u boku swojego ojca z bukietem fioletowych frezji.
Za nimi szły druhny, czyli Alice i Olivia.
One również ładnie wyglądały, ale niczym nie dorównywały mojej już niedługo narzeczonej.
Sandra podeszła do mnie i uśmiechnęła się lekko.
Widać, że była spięta, równie mocno jak ja.
Zresztą kto by nie był ? Każdy kto bierze ślub jest spięty... i to jak !
Złapaliśmy się za ręce i obróciliśmy się ku sobie. Spojrzałem jej głęboko w oczy, a ona mi.
Oto najpiękniejsza chwila w moim życiu.


- Ja Niall Horan, biorę Ciebie Sandro Smith za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- spojrzałem w stronę mojego brata Greg'a i uśmiechnąłem się lekko.
- Ja Sandra Smith, biorę Ciebie Niall Horan za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- mówi, a mi się w żołądku przewraca.
- Jako znak Waszej miłości wymieńcie się obrączkami i powtarzajcie za mną.
- Sandra przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Niall przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Wygłoście swoje mowy.- ja zaczynam, a serce bije mi co raz to szybciej.
- Nie wiem kompletnie jak mam zacząć... przygotowałem to na kartce, ale nic z tego nie będzie i będę mówił wszystko z głowy. Sandra nigdy bym nie pomyślał, że spotkam w swoim życiu kogoś takiego jak Ty. 
Że spotkam najważniejszą kobietę w swoim życiu, dzięki, której chcę mi się żyć. Mimo wielu wzlotów
 i upadków jesteśmy tutaj... razem... przetrwaliśmy wszystkie przeszkody stojące Nam na drodze do szczęścia i w końcu możemy być razem. Kocham Cię, tak bardzo Cię kocham.- po policzku Sandry spływają łzy.- Nie płacz, kochanie.
- Przepraszam, za dużo dzisiaj płaczę... no to teraz moja kolej... Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że spotkam osobę tak wspaniałą jak Ty. Po wielu nieszczęściach, które się działy, Ty byłeś przy mnie.
Pamiętam jak si wysilałeś dla mnie... Jak się martwiłeś o mnie. Jak przerywałeś trasy koncertowe by przy mnie być. Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć, wszystko wyleciało mi z głowy. Chcę byś wiedział, że jestem Ci wdzięczna, że pojawiłeś się w moim życiu i zmieniłeś je na lepsze. Bardzo Cię kocham. Nie wyobrażam sobie życie bez Ciebie, wiesz ?
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Możecie się pocałować.- i te słowa, na które czekałem. Objąłem Sandrę w pasie i wpiłem się w jej usta delikatnie, oddając w nim moją miłość do niej. Goście zaczęli gwizdać, klaskać
 i rzucać ryżem w Nas. Owinąłem Sandrę mocniej w pasie, podniosłem ją i okręciłem Nas wokół własnej osi.
Wziąłem ją na ręce, a ta owinęła swoje wypielęgnowane dłonie na moim karku i szedłem z moją żoną po białym dywanie. Moją żoną, tylko moją...

***
*Sandra*
Po wejściu do restauracji i rozdanych kieliszkach szampana siadamy do stoły i czas na mowy.
Na pierwszy ogień idzie tata.
- Drodzy nowożeńcy! Szanowni goście! 
Ktoś kiedyś mądrze powiedział, iż kochając marzy się o przyszłości.
I oto dzisiaj, dane jest nam być świadkami wielkiego wydarzenia, sakramentalnego – tak, otwierającego przed dwojgiem młodych ludzi wrota do ich wspólnego jutra. 
Zapewne oboje zdają sobie sprawę jak trudnego wyzwania się podjęli. 
Aczkolwiek wierzę, iż mu sprostają i pomimo wielu, nieuniknionych przeszkód, które napotkają na swojej drodze, na zawsze będą w stanie pielęgnować to, co ich łączy. 
Mówię na zawsze, gdyż, tak często słyszane przez nas -,,aż do śmierci” zdaje mi się być niedorzeczne. To poniekąd kpina z miłości, lub obraz niewiedzy, iż wszystko, czego dotknie staje się nieśmiertelne.
Kończąc moją mowę chciałabym życzyć nowożeńcom wszystkiego dobrego i unikając zbędnej, końcowej tezy, pozostawić przestrzeń dla miłości, która jak sądzę wybroni się sama... 
Dziękuję.- brawa rozległy się po sali, a łzy po moich policzkach. Niall widząc, że po raz kolejny tego dnia się rozklejam przytula mnie mocna i szepcze do ucha.
- Nie płacz, kochanie. Jak czujesz się byciem moją żoną ?
- Wspaniale. Najpiękniejszy dzień w moim życiu.- mówię.
- To teraz kolej chyba na świadka...- mówi Greg.- Moi mili goście proszę się nie gniewać 
Dzisiaj jest wesele wszystko można śpiewać 
Dzisiaj jest wesele jutro poprawiny 
Za dziewięć miesięcy przyjdziemy na chrzciny 
Za dziewięć miesięcy to teraz niemodnie 
Przyjdziemy na chrzciny za cztery tygodnie 
Niall'erku czyś się zalał w wała 
Że Cię taka baba do ołtarza brała 
Wczoraj jeszcze piłeś z chłopakami wina 
Dzisiaj już Cię żona pod kapciami trzyma 
Wyglądasz Sandro jak kwiatek różany 
Niall koło Ciebie jak snopek owsiany 
Myślałaś Sandro że Niall lilijka 
Jeszcze on Ci nieraz oczka popodbija 
Sandro ale z Ciebie szprycha 
Oj niejeden chłopak dziś do Ciebie wzdycha 
Moi mili goście proszę się nie gniewać 
Dzisiaj jest wesele wszystko można śpiewać.- nie no, on wie co dowalić. Zawsze wymyśli coś niebanalnego i prze śmiesznego. Cała sala nie wytrzymuje ze śmiechu.
- Dobra, dobra, teraz czas na pierwszy taniec !- krzyczy mój tata.
- Mogę prosić piękną Panią do tańca ?- pyta nonszalancko Niall.
- Ależ oczywiście.- mówię zbyt poważnie, po czym wybucham śmiechem, a po chwili tańczymy na parkiecie w rytm muzyki. Powoli do Nas dołączają mój tata z mamą, Harry z Alice i tak dalej.
Po dziesięciu minutach tańca z Niall'em zostaję "odbita" mu przez mojego ojca. Potem od mojego taty przez mojego teścia i tak z wszystkimi po kolei... Niall również tańczy z wszystkimi.
Zabawa trwa na całego do dwudziestej czwartej w nocy, aż przychodzi czas na podróż po ślubną.
- Mamo wszystko masz w tej torbie, jakby się coś działo, dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
- Sandra spokojnie. Dam radę. To, że jestem w ciąży to nie znaczy, że nie podołam zadaniu. Jedź i świetnie się baw, jasne ?
- Jasne. Daj mi ją, chcę się pożegnać...- proszę tatę o to by podał mi moją córkę.- Mama wyjeżdża. Spokojnie, to tylko dwa tygodnie. Pamiętaj, bądź grzeczna i pamiętaj o mamusi. Kocham Cię.- całuję ją po główce.
- Tatuś też Cię kocha i mówi to samo co mama.- Niall również całuje ją w główkę.
Żegnamy się z wszystkimi i wsiadamy do czarnego samochodu.
- To gdzie jedziemy ?- pytam splątując Nasze palce.
- Na Seszele skarbie.- całuję mnie w głowę.

! THE END !

_____________________________________________________
No i tak zakończyłam swoje opowiadanie. Już mówię, że nie epilog nie jest taki, o jakim marzyłam, ale co zrobić ? Jak obiecywałam jest hepiend !
DZIĘKUJĘ WAM BARDZO ZA TO, ŻE CZYTALIŚCIE MOJE OPOWIADANIE ! JESTEM WAM BARDZO WDZIĘCZNA.
Dziękuję tym co komentowali, co byli, co pocieszali ! Dziękuję wszystkim
Wiem, że ie pisałam pięknie, ale podobało się to jednak, niektórym co bardzo cenię.
Pisząc ten epilog płakałam ! Tak zżyłam się z tym opowiadaniem, że szkoda mi je kończyć !
Ale nic nie trwa wiecznie, prawda ?

Oczywiście mam nowego bloga, który zacznę pisać już od 1 lipca !

Cieszycie się ? Bo ja taak !!!! To fan fiction, będzie zupełnie inne od wszystkich... Przynajmniej ja nigdy nie spotkałam się z takim opowiadaniem o podobnej fabule : )

Powyżej jest link do mojego nowego ff ! Mam nadzieję, że będziecie czytać, komentować i obserwować ! Liczę na Was ! 
Kończąc to opowiadanie zgromadziliśmy:
69222 wyświetleń
678 komentarzy
                     33 obserwatorów

JESZCZE RAZ: DZIĘKUJĘ WAM ZA WSZYSTKO !

KOCHAM WAS !DO NOWEGO !


niedziela, 18 maja 2014

Ważna informacja !

Przychodzę tutaj do Was z bardzo ważną i smutną wiadomością.
Niestety, ale za niedługo koniec When you wake up you'll see me, z powodu takiego, że ten blog to masakra. Tak zepsuła te pierwsze rozdziały, że kurde nooo, szkoda słów, na prawdę.
Bardzo ciężko będzie mi to zakończyć, bardzo. Przyzwyczaiłam się do Sandry i Niall'a razem. Bardzo przepraszam.
Oczywiście to nie będzie koniec moich opowiadań. Będę pisała nowe, już mam bloga stworzonego, zwiastun, prolog, 3 rozdziały. 
Za niedługo to wszystko podam,  co i jak. A blog skończę chyba za jeden rozdział plus epilog. Epilog oczywiście będzie szczęśliwy bo nie potrafiłabym zakończyć tego smutno.
Mam mnóstwo pomysłów na to opowiadanie, ale ciężko mi je opisać, bardzo ciężko. Myślę, że jak zrobię sobie z miesięczną przerwę to wszystko powróci i będzie ok. Mam taką nadzieję.
Więc... kocham Was bardzo mocno ! Jesteście najlepsi ! Dziękuję Wam, że ze mną byliście/jesteście, dziękuję, że komentowaliście i w ogóle.
Ps. Wiesz... wszystko poplątane nie do kupy, ale nie umiem inaczej, przepraszam ;c

 Dziękuję Wam !

Kocham Was bardzo mocno <3

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 58

*Już w domu*
Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje na prawdę. Może w końcu się ułoży ? Tak, na pewno. Teraz będzie tylko lepiej...
Kiedy weszliśmy do domu, od razu poczułam znajome ciepło.
Psiaki zaczęły szczekać, skakać oraz obwąchiwać co znajduje się w foteliku.
- Tsii... Cicho...- uciszam zwierzęta, ponieważ mała zasnęła i wprowadzają za dużo hałasu. Będzie trzeba jakoś zapobiegać tym uporczywych dźwięków.
Hera polizała małą po buzi, ale Niall ją po chwili odgonił, jednak mała się obudziła i zaczęła płakać.
Położyłam fotelik samochodowy na podłodze, odpięłam małą z pasów zabezpieczających i wyciągnęłam ją z siedzenia.
- Wezmę ją do jej pokoiku, przyjdź za chwilkę.- mówię z lekkim uśmiechem na twarzy i ruszam do pomieszczenia gdzie ma spać Emily i gdzie znajdują się jej rzeczy.
W czasie tej krótkiej drogi uspokajam małą, nucąc jej jakieś piosenki.
*Niall*
Gdy posprzątałem w korytarzu porozrzucane buty, które znajdowały się na wierzchu, i które porozrzucały psiaki oraz ściągnąłem skórzaną kurtkę ze swoich ramion i odwiesiłem na przeznaczony na nią haczyk, ruszyłem do kuchni w celu nakarmienia zwierząt.
Nasypałem im suchej karmy do ich misek i nalałem wody i ruszyłem do pokoju małej Emily.
Po cichu wszedłem po schodach i skierowałem się do pomieszczenia.
Stanąłem przy uchylonych drzwiach do pokoju i zastałem tam Sandrę, karmiącą Emily, bujającą się na fotelu bujanym, a do tego śpiewała jej kołysankę.
Szczerze mówiąc nigdy nie słyszałem jak Sandra śpiewa, a teraz tak słucham i nie mogę wyjść z podziwu.
Ma anielski głos.
Oparłem się o framugę drzwi, skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i przyglądałem się moim księżniczkom.
Stałem tam chyba z ponad piętnaście minut i wsłuchiwałem oraz przyglądałem się im.
Sandra w ciąż nie zorientowała się, że stoję we framudze i się na nią patrzę.
Położyła małą do łóżeczka i odwróciła się w moją stronę.
Jej mimika twarzy jest bezcenna. Wytrzeszczone oczy, usta otworzone w kształcie litery "O" po prostu per-fect (ojej, musiałam haha)
- Ile tu już tak stoisz ?- pyta, wracając do normalnego wyrazu twarzy.
- Hmm. Z dobre dwadzieścia minut. Pięknie śpiewasz skarbie.- mówię. Podchodzę do niej, kładę jedną dłoń na jej biodrze, a drugą na policzku i delikatnie pocieram patrząc prosto w jej niebieskie jak niebo oczy.- Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Dla mnie ? Niespodziankę ? Za co ?
- Tak, dla Ciebie, Tak niespodziankę, a z to, że po prosu jesteś.- gdy skończyłem wypowiadać zdanie, po domu rozległ się dzwonek do drzwi.
- Kto to ? Zapraszałeś kogoś ?- Sandra pyta i odchodzi, kierując się na parter domu, za pewne otworzyć drzwi. Od razu poleciałem za moją narzeczoną  na dół.
- To właśnie ta niespodzianka.- mówię, gdy dziewczyna otwiera drzwi, a Nasza rodzina wchodzi do domu gęsiego, kolejno przytulając Sandrę na przywitanie, a później i mnie.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia widzę zszokowaną minę Sandry. Kocham ten widok.
Miedzy innymi przyszli: Mój brat- Greg, jego żona- Denise, moja mama, mój tata, mama Sandry, jej tata, jej brat, jego dziewczyna, drugi brat Sandry, a no i zapomniał bym o Theo- moim bratanku.
Wow, aż dziesięć osób ? Razem Nami trzynaście, nawet nie zorientowałem się.
Z zamyślenia wyrwała mnie moja narzeczona, która pociągnęła mnie do kuchni.
- Halo, Niall, pobudka.- pstryka palcami i macha mi przed twarzą by mnie jakoś ocucić.
- Hym... Co ? Dlaczego nie jesteśmy tam z Nimi ? To nie grzeczne.- mówię chcąc wrócić do salonu, gdzie znajdują się Nasi goście. Chciałem pociągnąć za sobą Sandrę, al ta stała na tym samym miejscu co wcześniej jak słup.
- Przeprosiłam ich na chwilę. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że kogoś zaprosiłeś ?- pyta z wyrzutem.
- Nie cieszysz się, że rodzina przyszła odwiedzić Nas ?- pytam nieco zdziwiony, ponieważ Sandra uwielbiała przyjmować gości. Była bardzo gościnna. Zawsze, czyżby to się zmieniło ?
- Co Ty głupi jesteś ?- tyrpie mnie w ramię, na co udaję, że to mnie bolało i masuję się w wycelowanym miejscu przez dziewczynę.- Pewnie, że się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo.- co ? Teraz to ja jestem zupełnie głupi.
- No to o co się czepiasz ?
- O to, że jakbyś mi powiedział przygotowałabym się bardziej.- aha ! Już jest powód wyrzutów z jej strony.- Wiesz... Ubrałabym się ładniej, posprzątała bym, przygotowałabym coś do jedzenia, bo co ja mam im wszystkim dać jeść ? Nic nie mam przygotowane i to tak głupio, bardzo głupio.- łapie się za głowę z bezradności, na co chichoczę i łapię jej nadgarstki nadal się ciesząc.- No i z czego ty się śmiejesz ? Wstyd i klęska na całej linii... Co Twoja rodzina sobie o mnie pomyśli ?- panikowała, a ja zacząłem co raz bardziej się śmiać.
- Kochanie... Wszystko jest pod kontrolą. Ciasto kupiłem, herbata lub kawa są, a jak mała się obudzi to idziemy do restauracji na kolację. Spokojnie, chyba nie jestem taki głupi. W domu jest czysto, nie byłaś w salonie, ale powiem Ci, że dołożyłem jeden stolik, byśmy się pomieścili, a Ty zawsze wyglądasz pięknie.- mówię i cmokam ją w jej soczyste, malinowe usta.- kocham ten smak, na prawdę świetnie smakuję.- mamroczę pod nosem. Sandra z początku zrobiła naburmuszoną minę, a potem zaczęła chichotać.
- Głupek.
- Ale kochasz tego głupka, prawda ?- pytam żartobliwie.
- Nie.- mówi całkiem poważnie, a ja również poważnieję.- Ja Cię bardzo mocno kocham, a nie tylko kocham.- uśmiecha się szeroko, co robię kolejno po niej.- Ale to nie zmienia faktu, że mogłeś mi powiedzieć.- kładzie swoją malutką dłoń na moim karku i ciągnie delikatnie z końcówki moich włosów patrząc prosto w moje oczy, a ja w jej.
- To niespodzianka... Taka jak ta...- wyciągnąłem z tylnej kieszeni pudełeczko z pierścionkiem. Wiem, że to może być już nudne, ponieważ dawałem jej mnóstwo pierścionków, ale po prostu wiem, że Sandra je uwielbia, a tego nigdy za mało, prawda ? Odsunąłem się od dziewczyny i chwyciłem jej dłoń nie odrywając wzroku od jej pięknych oczu.
- N-Niall nie potrzebnie...- uciszyłem ją.
- Tsii... Ten pierścionek będzie przypominał Ci o mnie, kiedy mnie przy Tobie nie będzie... Nawet, gdy wyjdę z psami na dwór lub gdzie kol wiek, to chcę, aby przypominał Ci o mnie.
By przypominał Ci o tym, jaka jesteś piękna i nic, ani nikt, Ci nie dorównuję. Jesteś piękna, a ten szafir, który masz na pierścionku będzie Ci o tym przypominał. Kocham Cię, kwiatuszku...- mówię czule i zakładam pierścionek z szafirem, który jest prawie tak pięknego koloru jak oczy Sandry, na jej palca.
- J-ja nie wiem co mam powiedzieć... Dziękuję... Ja też Cię kocham, Niall. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, wiedz o tym...- w jej oczach widać łzy.
- Wiem, kochanie, wiem. Ty jesteś całym moim światem. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, wiesz ?
- Wiem. Pocałuj mnie, proszę.- dziewczyna nie musiała długo czekać, ponieważ wykonałem jej prośbę.
Pocałowałem ją bardzo czule.
Cyk.
Błysk.
Śmiech.
Ugh... Greg, poważnie w tym momencie ?
- Już wiem po co się zwinęliście. Mama będzie miała kolejną fotkę na ścianę w przedpokoju.
- Weź wyjdź.- mówię i uśmiecham się szeroko, co Sandra powtarza.
- Dobra, dobra, było miło, fajnie, romantycznie i bla bla bla, ale ja i reszta zjedli byśmy ciasto.- odzywa się mój brat.
- Tak, jasne. Chwila, już podajemy.- dziewczyna równie farbowana jak ja, się odzywa.
Do kuchni wchodzi moja mama.
- Och, Niall, skarbie, to Ty z Gregiem podasz ciasto, a my, czyli ja, reszta gości i Sandra porozmawiamy, posiedzimy i poczekamy sobie w salonie. Chodź kochanieńka, zostawmy braci razem niech się męczą.- mówi moja rodzicielka.
- Ale..- mówię, ale nie jest dane mi dokończyć ponieważ matka mi przerywa, oh, Boże...
- Nie ma żadnego ale... Tylko spokojnie mi tu.- mówi i ciągnie za rękę Sandrę w stronę salonu.
- To jesteśmy w dupie.- odzywa się mój brat.
- Tak, masz rację... Jak coś schrzanimy to Twoja wina.- krzyczę do mojej rodzicielki.
Wyciągamy dużo ciasta z lodówki, kroimy i układamy na tacy, by każdy mógł się poczęstować.
- Ej ! Niall, popatrz !- woła Greg. Obracam się w jego stronę, a ciasto czekoladowe ląduję na mojej twarzy.
Jego śmiech słychać chyba w cały domu... mój zresztą też.
Odkładam nóż, którym przed chwilą kroiłem ciasto truskawkowe, na blat kuchenny, wytarłem dłonie w ściereczkę, popatrzyłem na mojego brata, wziąłem w ręce kawałek ciasta i rozsmarowałem mu na jego twarzy.
*Sandra*
Gdy mama Niall'a wyciągnęła mnie do salonu, czułam się bardzo dziwnie.
Wszyscy patrzyli na mnie, jak nie wiem co. Po chwili zaczęły lecieć pytania, jak mi się układa z Niall'em, jak tam dziecko, jak się czuję, co u mnie słychać. Nigdy nie czułam się tak dziwnie jak teraz.
Na szczęście nie musiałam odpowiadać, ponieważ przerwały Nam głośne śmiechy dochodzące z kuchni.
- Pójdę sprawdzić co się tam dzieję, przepraszam.- mówię i wychodzę z salonu pełnego ludzi, wypuszczam powietrze z płuc z ulgą. Gdy wchodzę do kuchni, zapiera mi dech w piersiach.
Niall i Greg są cali w różnorakich cistach, a o podłodze kafelkach i blacie to już nie wspomnę... Wszystko upaćkane w ciastach.
- O mój Boże ! Co tu się stało ?!- mówię, a bracia, którzy widocznie się mnie przestraszyli spojrzeli na mnie.
Pech chciał, że Niall poślizgnął się cieście czekoladowym, łapiąc przy tym koszulę Greg'a i tacę z poukładanymi już kawałkami świeżych wypieków. Wylądowali na ziemi, obydwoje, a na nich taca z wypiekami. Do tego brakowało tego, że brat Horan'a przewrócił tacę z talerzykami, które już były przygotowane do podania, wywołując tym ogromny hałas.- Co Wyście tu do cholery zrobili ?!
- Eeeemmm.- odzywa się Horan.
- Yyy, bo my... ten tego...- odzywa się drugi Horan.
- Jeśli myślicie, że sprzątanie ujdzie wam na sucho, to się grubo mylicie. Będziemy musieli chyba od razu iść na tą kolację... Ughh ! Niall, Ty niezdaro !- Podchodzę do niego i pomagam mu wstać. Ten robi to samo ze swoim bratem.
- Matko Boska ! Co tu się stało !- do kuchni wchodzi moja mama.
- To oni.- mówię i wskazuję na nich.

***
Siedzę właśnie w pokoju i poprawiam detale w moim stroju. Na prawdę podoba mi się to zestawienie.
Ta sukienka leżała chyba rok w mojej szafie zupełnie nie ruszana.
Dostałam ją chyba na gwiazdkę od mamy.
Jeszcze tylko makijaż i będę gotowa. Bardzo się cieszę, że Niall zorganizował dla mnie taką niespodziankę. Uwielbiam rodzinne kolacje.
Jest w tedy bardzo miła atmosfera. Najbardziej kocham w nich właśnie tą atmosferę.
To jest po prostu piękne, że mamy takie możliwości, że możemy spotkać się wszyscy w pełnym gronie.
A pierścionek od Niall'a, jest taki piękny.
 Nie ściągnę go nigdy, bo będę bała się, że go zgubie, a wtedy było by bardzo źle.
A wracając do rzeczywistości... Gdy jestem już w pełni gotowa, schodzę na dół, do mojej i mojego narzeczonego rodziny, które, myślę, że będą kiedyś jedną wielką, szczęśliwą rodzinką.
Zeszłam powoli po schodach by nie zabić się  na tych szpilkach. Jak byłam jeszcze u góry słyszałam duży szum rozmawiających ze sobą osób, a gdy zeszłam, nagle wszyscy ucichli i patrzeli na mnie tak... Tak jakoś dziwnie. Rozglądam się po przedpokoju, i widzę, że Niall trzyma mój płaszcz, moja mama małego Theo, a mama blondyna malutką Emily, miała chyba ją położyć do wózka, ale widocznie coś ją zatrzymało.
- Źle wyglądam ? Może mam coś na twarzy ?- pytam
- Nie, nie. Wyglądasz wow... Wyglądasz przepięknie.- mówi Niall, a ja się rumienię. Dziwna sytuacja... Bardzo dziwna.
Chwila... Przypomniała mi się pierwsze spotkanie z Niall'em. Haha, bardzo podobna sytuacja.
Blondyn podchodzi do mnie i cmoka w usta, po czym zakłada płaszcz na moje ramiona.
- No, no, no ! Niall, wyrazy uznania, masz piękną narzeczoną, chodź, nie tak piękną jak moja Denise. Bez urazy oczywiście.- Greg szeroko się uśmiecha,  i łapie w talii swoją żonę. Uśmiecham się równie szeroko.
- Cóż, skoro wszyscy jesteśmy gotowi, to może już pójdziemy ? - pytam nieco skrępowana.
- Tak, powinniśmy.- odzywa się mama Niall'a. Kobieta chcę wkładać Emily do wózka, jednak ją powstrzymuję.
- Proszę Pani, proszę jej nie wkładać do wózka, przecież będziemy jechać autem, a wózek trzema złożyć.- mówię i uśmiecham się nerwowo.
- Ah ! No tak ! O czym ja myślę... Skarbie, mówi mi Maura.- o jacie ! Dziwnie mi będzie tak mówić po imieniu.
- Dobrze Proszę Pa...
- A, a, a...- mówi, a ja się poprawiam.
- Mauro.- uśmiecham się kolejny raz nerwowo.

***

Siedzimy właśnie w restauracji. Jest przyjemnie, nawet bardzo. Rozmawiamy o różnych tematach.
Teraz właśnie trwam w dyskusji z Maurą o tym kiedy wrócę do tańca i jak to dalej będzie.
- Oj, naprawdę nie wiem jak to teraz będzie. Wrócę do grupy gdzieś tak za rok, może półtora. Na prawdę nie wiem. Teraz nie mogę nic ćwiczyć, ani wykonywać cięższego ruchu bo mogę wiesz... popękać.
Jestem po cesarskim cięciu, to chyba wiesz, a boli to niemiłosiernie. Może i wygląda, że czuję się dobrze, ale nigdy nie pokazywałam, że jak coś fizycznie mnie boli.
Chyba Pani wie jak to jest, bo Niall mi kiedyś opowiadał o tym, że urodził się cesarskim cięciem.- mówię, a wyraz twarzy czarnulki z zadowolonego na zmieszany. Cholera ! Całkiem zapomniałam... Przecież mama mojego narzeczonego, straciła jedno dziecko. Niall miał brata  bliźniaka, lecz z ciąży przeżył tylko on... Jak zwykle coś palnę i potem będzie niezręcznie.- Och. Bardzo Cię przepraszam. Nie powinnam była o tym wspominać.
- Kochanie, nie masz za co przepraszać. Jest w porządku. Tak widocznie musiało być. On jest teraz tam u góry.- wskazuje pacem na sufit restauracji, ale wiem, że chodzi jej o niebo.- Wśród aniołków i czuwa nad Waszą córeczką i synkiem Grega oraz Denise.- uśmiecha się przyjaźnie i kładzie swoją wypielęgnowaną dłoń na mojej i pociera delikatnie.
- Przepraszam, muszę do łazienki.- oznajmia Niall puszczając moją dłoń, którą trzymał przed chwilą w swojej pod stołem. Chichoczę pod nosem. Jak zwykle wypali z sikaniem... Zanim opuszcza na chwilę stół, całuje mnie w policzek, wyznając mi po raz kolejny dzisiejszego dnia miłość po czym odchodzi.
- Jacy Wy jesteście słodcy !- piszczy moja mama.
- I uroczy !- dopinguję Maura.
- I tacy bleee !- odzywa się Matt na co wszyscy przy stole się śmieją. Łącznie ze mną.
- Dobrali się świetnie, nie sądzicie ?- wtóruję mój ojciec.
- Tak, z pewnością.- Lucas uśmiecha się szeroko.
Rumienię się i biorę kolejnego kęsa z mojego talerza. Zamówiłam pierś z kaczki, w sosie malinowym. To jest przepyszne.
- A skoro świetnie się dopasowaliście i jesteście zaręczeni to kiedy ślub ?- tato Niall'a wypala z pytaniem, którego kompletnie się nie spodziewałam. Widelec wypada mi z ręki, prosto na talerz wywołując tym spory hałas. Wytarłam usta serwetką i z trudnością przełknęłam resztki potrawy w moich ustach.
Spojrzałam na wszystkich przy stole. Wszyscy wpatrywali się we mnie.
- Eeem... My... My jeszcze nie ustaliliśmy terminu... W prawdzie mówiąc nawet nie poruszaliśmy tego tematu.
- Jak to ?
- Po prostu. Tak wyszło.- widziałam jak kolejne pytanie cisnęło się na usta Maury, ale przerwał jej Niall, który wrócił do stołu.
- Co tak wyszło ? O czym rozmawiacie ?- łapie mnie za rękę pod stołem.
- O tym kiedy weźmiecie ślub.- odzywa się Matt, a ja karcę go wzrokiem.
- Jak to... kiedy ślub ?
- Normalnie kochanie. Jesteście ze sobą już prawie dwa lata, od roku jesteście zaręczeni, macie dziecko, to moglibyście się już pobrać.- moja mama mówi.- Wiem, że jesteście młodzi, ale chyba lepiej tak na młodość niż jak będziecie pomarszczeni, prawda ? Na przykład, ja i Twój tata Sandro pobraliśmy się w wieku dwudziestu lat, i żyjemy do tej pory z trójką dzieci, a czwartym w drodze.- zakrztusiłam się wodą. Mama zasłoniła usta dłonią.- Ups... I po niespodziance.- mama mówi i chichoczę, a ojciec klepie się w czoło z otwartej dłoni.
- Jak to z czwartym w drodze ? Jesteś w ciąży ? Jak ? Od kiedy ? Który to tydzień ?- mama chichocze, na stos pytań, których jej zadałam.
- Tak, jestem w ciąży, jak to chyba wiesz... Przecież masz dziecko- śmieje się, a ja się rumienię. Oh, poważnie ?- Piąty tydzień złotko.
- Oh. Pięć tygodni przede mną to ukrywałaś ?
- Te, te, nie zapominaj, że ty ukrywałaś swoją ciążę dłużej przed Nami.
- Oj no, to było dawno.- spojrzałam na Niall'a, który miał dziwny wyraz twarzy. Na pewno przypomniał sobie co w tedy się działo. Ścisnęłam mocniej jego dłoń, by niemo uświadomić mu że wszystko jest w porządku. Patrzę na niego i lekko się uśmiecham. Chłopak to odwzajemnia.
- Więc gratuluję, mamo.- mówię radośnie.
- Ja też gratuluję.- Niall powtarza po mnie jak i połowa uczestników w kolacji.
- Po prostu masz gratulacje od wszystkich !- mówi Lucas.
- A wracając do poprzedniego tematu, fajnie by było, gdybyście pobrali się w tym roku, ale to Wasza decyzja. A Niall, gdzie chcesz zabrać Naszą córkę na noc po ślubną ?- kolejne pytanie.
- Myślę, że to będzie niespodzianka.- Horan uśmiecha się szeroko. Ojciec chce coś powiedzieć, ale mu przerywam.
 - Tato, moglibyście skończyć już z tymi pytaniami ? Słyszałam, że Matt ma dziewczynę. Ta z sąsiedztwa... Jak ona miała... Chyba Violet. Tak, mam rację Matty ?- pytam zgryźliwie.
- To nie fair !- wstydzi się chłopiec na co wszyscy się śmieją.
- Co się dziwisz ? Stary chłop to już jest. Niech się uczy ! A wiesz jak się zabezpieczać ?- wybucham śmiechem na słowa mojego brata, tego starszego.
 - Luc ! Przestań gadać głupoty, on ma dopiero dziesięć lat.
Odłączyłam się zupełnie od rozmowy, gdy usłyszałam płacz Emily.

***

- Świetnie się dziś bawiłam, dziękuję, za takie niespodzianki. Jesteś kochany.- mówię ściągając szpilki z moich obolałych stóp, po czym wyciągam Emily z wózka.
- Dla Ciebie wszystko. Daj pójdę ją położyć.
- Jasne, za to ja zrobię coś ciepłego do picia. Czekolada może być ?- pytam podając mu małą do rąk.
- Gorąca czekolada z piankami, tak. To jest coś, czego teraz potrzebuję. Cholernie zimno tam.
- Tak, zmarzłam tam. Brrr...- przeszły mnie ciarki z zimna.- Niby jesień idzie, a chłodniej jest niż w zimie. Dobra, idź ją przebrać i położyć, ja zrobię czekoladę.- odwieszam płaszcz na haczyku i ruszyłam do czystej już kuchni. Na szczęście Greg i Niall szybko uwinęli się ze sprzątaniem.
Zagwizdałam i zawołałam psiaki do kuchni, by je nakarmić. Do dwóch misek dałam po puszce mokrej karmy dla psów, a kolejne dwie wodą z kranu.
Następnie zaczęłam przygotowywać gorącą czekoladę z piankami. Nasypałam czekolady w proszku do kubków z reniferami, podgrzałam mleko, zalałam czekoladę w proszku znajdującą się w kubkach, dodaję do tego po jednej dużej piance do kubków. Układam je na tacce dodaję do tego ciastka oraz parę lasek cynamonu i gotowe. Idę do pokoju małej po Niall'a. Podchodzę cicho do uchylonych drzwi i opieram się o ich framugę przyglądając się farbowanemu.
- Teraz grzecznie będziesz spać, a ja z Twoją piękną mamusią porozmawiam o bardzo ważnych rzeczach. Dobranoc kwiatuszku.- szepcze i czule całuje ją w czoło.
- Uważaj na ciemieniuchę.- mówię a chłopak obraca się w moją stronę.- Czekolada jest już gotowa, chodź, przecież śpi twardo.
Kładzie małą do łóżeczka, łapie mnie za rękę i kierujemy się na dół, do salonu.
W salonie siadamy na kanapie. Niall rozszerza nogi, a ja siadam pomiędzy nie, przykrywam Nas kocem i podaję mu kubek z czekoladą po czym biorę swój.
- Cóż... To o czym chciałeś ze mną porozmawiać ?- pytam biorąc łyk gorącego napoju.
- O ślubie...- kolejny raz dzisiejszego dnia się zakrztusiłam.- Wiesz... jak to Twoja mama powiedziała jesteśmy zaręczeni od roku, a jesteśmy razem od dwóch lat, mamy dziecko, bardzo dużo przeszliśmy i nadal jesteśmy razem.
- Niall... Bardzo chciałabym wziąć z Tobą ślub, ale... Ale nie wiem... Tak, ja też chcę wziąć z Tobą ślub.
- Na prawdę ?- pyta z niedowierzaniem uśmiechając się szeroko
- Tak. Chcę być z Tobą... Na zawsze.
- Ja z Tobą też. Kiedy byś chciała wziąć ślub ?
- Jak dojdę do siebie. Jak wrócę do dawnej figury oraz formy. Jak na razie wszystko mnie boli po tej cesarce.
- Rozumiem. Sierpień ?
- Tak, sierpień.
- Kocham Cię.
- Kocham Cię.

*Następnego Dnia*

Jem śniadanie i zaraz wychodzę z małą do centrum handlowego. Umówiłam się z Alice i Olivią na sklepy i do fryzjera. Chciałabym znów wrócić do blondu. Te też mi się podobają, ale znudziły mi się, po prostu.
- Kochanie, to o czwartej po południu pod Starbucks'em ?- pyta mnie Niall, który zaraz wychodzi do Louisa pograć, pogadać i takie tam. Podobno będzie tam reszta chłopców. Wstałam od blatu i odłożyłam talerz po płatkach owsianych do zmywarki. Poszłam na górę się przebrać i po nie całych piętnastu minutach byłam w drodze do centrum handlowego wraz z Emily.

***

Właśnie wychodzimy od fryzjera. Zmieniłam włosy na blond i poprosiłam o zaplątanie warkoczyka z grzywki bo mi się już nie chciało. Czuję się jak dawna ja. Niebieskooka blondynka z warkoczykiem na głowie.
Jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia.
Zrobiłam nową fryzurę, upolowałam świetną, krwistoczerwoną sukienkę do połowy ud, oraz świetny zestaw ubranek dla Emily. Właśnie teraz zmierzamy do Starbucksa. Chcemy tam posiedzieć z trzydzieści minut, do póki Niall po Nas nie przyjedzie.
W kawiarni zamawiam sobie herbatę malinową i kawałek ciasta czekoladowego, a dziewczyny coś tam jeszcze.
Kładę dłonie na stoliku i przyglądam się nowemu pierścionkowi, który wczoraj dostałam od Niall'a.
Na prawdę, ten facet ma gust.
- Wow ! Sandra ! Gdzieś Ty kupiła tak piękny pierścionek ?- zauważyła Olivia.
- Nie ja go kupiłam... Niall mi go kupił. Wczoraj go dostałam. Prawda, że jest piękny ?
-Piękny to jest mało powiedziane, jest przepiękny ! A z jakiej to okazji ?- pyta Alice. Wzruszyłam ramionami.
- To była jedna z jego dwóch niespodzianek...
- Zaraz, zaraz, a jaka była ta druga niespodzianka ?
- Zaprosił moją i swoją rodzinę na kolację i tak spędziliśmy wieczór, a wieczorem ustaliliśmy mniej więcej kiedy jest ślub.- kończę kawałek ciasta, którego zamówiłam i popijam herbatą. Wciąż nie mogę uwierzyć, że biorę ślub.
- Zaraz, cholera, co ? Nie widziałyśmy się tylko jeden dzień, a Ty ustaliłaś datę ślubu ? Wow, dziewczyno Ty masz popęd.- śmieje się Olivia, a my idziemy w jej ślady.
- To na kiedy termin ?
- W sierpniu. Zawsze marzyłam o ślubie w lato.
- Tak, to piękny pomysł, że w sierpniu ! Już nie mogę się doczekać, aż wybierzemy suknię ślubną, salę, a o wieczorze panieńskim to ja już nie wspomnę, będzie się działo. Po prostu czad !- cieszy się Alice, a ja i Olivia razem z nią.
- Oho... - wyraz twarzy Olivii z zadowolonego zmienia się w grymaśny.
- Co oho ?- pytam, na co ta tylko wskazuje skinięciem głowy za mnie. Odwracam się i widzę, te dziunie ze szkoły. Oh ! Jak ja ich nie znoszę !
- No, proszę, kogo my tu mamy ? Naciągaczki biednych chłopców z One Direction !- odzywa się piskliwy głos Evy.
- Że co proszę ?!- oburzyła się Alice.
- Słyszałaś... Naciągacie tych biednych chłopaków tylko na kasę... A Ty ? Pff ! Ty to jesteś najlepsza ! Przytrzymałaś biednego Horan'ka za pomocą dziecka... - odzywa się ta druga- Helen.
- Słucham ? Ty chyba do reszty zgłupiałaś...- mówię.
- Ja ?! Nie mnie facet zdradził, tylko Ciebie, a Ty zrobiłaś sobie dziecko i myślisz, że przy Tobie zostanie ? Prędzej czy później Cię zostawi. Zresztą... Już nie długo, bo widać, że to nie jest jego dziecko... Jest tak szpetne jak Ty... Dziecko Niall'a Horan'a będzie piękne, a nie taki potwór jak to..- patrzy z obrzydzeniem do wózka, gdzie znajduję się Emily. Co to, to nie ! Nikt nie będzie obrażał mojej córki. Wstaję od stolika, odwracam wózek i niemo proszę Alice i Olivię by go popilnowały.
Podeszłam do Helen i wymierzyłam jej siarczysty policzek i syknęłam.
- Nie waż się tak więcej mówić o moim dziecku, bo to źle się dla Ciebie skończy, tępa ździro. To co mówisz to stos bzdur. Spieprzaj stąd zanim bardziej się zezłoszczę.
- Że ja się dziwię Niall'owi, że on się Ciebie nie brzydzi... Przecież ten obleśny facet Cię dupczył. Fuuj !- Eva się odzywa, a ja czuję rosnącą gulę w gardle... Skąd ona to wie do cholery ?! łzy cisną mi się do oczu, ale nie pozwalam i m ujrzeć światła dziennego. Nie ! Muszę być silna ! Nie będę płakała przez nie. Dziewczyny zszokowane patrzą to na mnie to na Evę.
Podchodzę do niej i mówię.
- Coś Ty powiedziała ?! Jak kurwa śmiesz tak mówić ?!  Bawi Cię nie szczęście innych ?! To wiedz, że Twój ojciec co wieczór chodzi na dziwki, a Twój ojczulek tak samo. I co ?! Kurwa śmieszne ?! Bo mnie wydaję się, że nie...
Eva chce coś powiedzieć, ale Niall wchodzi do kawiarni.
- Skarbie, o co chodzi ? Dlaczego krzyczysz ?
- Nic...
- Sandra, przecież widzę, że coś jest, proszę powiedz mi o co chodzi.- błaga, jednak nie uzyskuje odpowiedzi, ponieważ podchodzę do krzesła i zaczynam się ubierać.- Alice, Olivia, powiecie mi o co tu chodzi ?
- Po prostu, te lampucery mówią kompletne głupstwa na temat Sandry, że Emily jest szpetna, że to nie jest Twoje dziecko, że nie brzydzisz się Sandry po tym... Wiesz, po tym kolesiu...
- Alice, przestań !- przerywam mojej przyjaciółce.
- Nie Sandra, niech wie co one o Tobie, o Niall'u i o Emily wygadują.
- Dam sobie radę.- mówię już trochę spokojniej.
- Wiem, że dasz radę.
Czemu nie chciałam mówić Niall'owi ? Dlatego, że teraz jest wściekły. Jego mięśnie na ramionach, plecach i dłoniach są napięte.
- Że co Wyście kurwa powiedziały ?! Jeszcze raz, a...- przerwałam mu.
- Niall, proszę, chodź...  Nie warto, proszę.- niemal go błagam o to by poszedł. Kładę dłoń, na jego ramieniu, a mięśnie niemal od razu się rozluźniają.
- Spierdalać, już !- krzyczy, a Helen i Eve od razu wychodzą z kawiarni.
Chłopak odwraca się w moją stronę, a ja natychmiast wtulam się w jego szyję.
- Proszę, mów mi o takich rzeczach.
- Dobrze, chodźmy, kupiłam Matt'owi nową zabawkę, chciałabym ją mu teraz zanieść.


__________________________________
PRZEPRASZAM ! CHOLERA NO PRZEPRASZAM ! ALE JEST ! DŁUGI ! DZIEJE SIĘ ! I JEST FAJNIE ! CZY NA DŁUGO ?! ZOBACZYCIE CO STANIE SIĘ  W PRZYSZŁYM ROZDZIALE !
HOHO ! KOCHAM WAS :**
Chcę zaś zastosować pomysł z hasłem w komentarzu : )
Więc dzisiejszym hasłem będzie:
Szafirowe oczy
Papa :*
~Sandra~

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 57

Cała roztrzęsiona wyszłam z sali rozpraw i podeszłam do okna. Pogoda szalała nieźle. Mocny deszcz rozwiewany przez silny wiatr. No pięknie, jeszcze pogoda niech mnie dobiję... A miał to być tak dobry dzień... Nasza malutka córeczka miała zobaczyć swój dom, gdzie myślę, że spędzi dobre kilkanaście lat.
Po chwili wpatrywania się w okno usłyszałam trzask zamykanych się drzwi. Odwróciłam się i spostrzegłam Horana idącego w moją stronę. Starłam resztę łez spływających po moich mokrych już od nich łez i ja również zaczęłam iść w jego stronę.
- Sandra.- woła mnie, widocznie zrozpaczony moim stanem.-Ależ nie ma o co, po prostu mój gwałciciel oskarża mnie o kłamstwo, to nic takiego.- mówię w myślach.
- Niall.- mówię, a po chwili padam w jego duże, silne ramiona. Owija swoje ręce wokół mojej talii  i mocno przyciska do siebie. Łapię w swoje malutkie w porównaniu do mojego narzeczonego dłonie jego białą koszulkę i ściskam ją mocno. Zaczęłam łkać w jego klatkę piersiową, a on uspokajał mnie pocieraniem moich pleców oraz jeśli można nazwać to słowem "tsii". Takie pospolite, a jednak tyle pomaga.
- Skarbie... Wszystko będzie dobrze. Ten gnojek wróci tam gdzie powinien już być bardzo dawno, czyli do więzienia. Na bardzo, ale to bardzo długo. Nie zobaczysz go nigdy więcej. A teraz musisz wrócić na salę sądową by dokończyć to co powiedziałaś do tej pory i poczekać na wyrok, a potem pojedziemy po Naszą malusią córeczkę, dobrze ?- mówi, a ja po chwili odsuwam się od chłopaka i patrzę prosto w jego niebieskie oczy. Widzę w nich troskę, a przede wszystkim miłość. Są takie piękne.
Kiwam twierdząco głową, a blondyn delikatnie się do mnie uśmiecha, co po chwili odwzajemniam.
- To głowa do góry, popraw makijaż i chodź z powrotem ujebać tego gnoja.- zachichotałam na dobór jego słów, ale nic się nie odezwałam. Wyciągnęłam z torebki lusterko, korektor oraz chusteczki do demakijażu.
Chusteczki do demakijażu po to by zmyć rozmazany tusz to rzęs, a korektor by zamaskować sińce pod oczami oraz worki pod nimi. Nie spałam pół nocy bo tak cholernie się stresowała tą rozprawą.
Gdy poprawiłam makijaż i schowałam wyciągnięte wcześniej rzeczy do torebki, razem z Niall'em ponownie ruszyliśmy na salę, gdzie odgrywało się piekło. Chłopak otworzył mi drzwi, a ja cicho mu podziękowałam i weszłam na salę rozpraw. Wszystkie oczy odwróciły się ku mnie. Przeszły mnie ciarki jak zobaczyłam, że ten zboczeniec wypala we mnie dziurę swoim, porządnym, ale prze wściekłym spojrzeniem.
Wróciłam na swoje miejsce, czyli tam gdzie siedzi poszkodowany, a parę metrów dalej, na przeciwko mnie siedział znienawidzony przeze mnie mężczyzna. Spojrzałam na niego ze strachem oraz obrzydzeniem w oczach, po czym mój wzrok skierowałam ku sędzinie. Na sali nadal panowała cisza. Wstałam i skierowałam się do sędziny.
- Przepraszam, za moje nagłe wyjście, ale proszę sędziny to nie jest dla mnie łatwe. Niech spróbuję mnie Pani zrozumieć. To na prawdę jest dla mnie ciężkie.
- Dobrze, rozumiem. Oczywiście, te zdjęcia, które Pani mnie tu przekazała zobaczyli tylko ja, rada, oraz Państwa obrońcy.- wskazała na mojego adwokata, oraz adwokata tego potwora.- Są one wzięte pod uwagę i jest to mocny dowód, zwłaszcza gdy znaleźliśmy u Pana Collie nóż, którego mógł użyć do zrobienia Pani tej blizny. Czy chcę Pani coś jeszcze dodać ?- pyta mnie. Czy chcę coś dodać ? Sama nie wiem. Wstaję i zwracam się w jej stronę.
- Jedynie o co proszę by nie wypuszczać na wolność tego... tego złego człowieka oraz o jak najsurowszy wyrok kary jaki tylko można. Dziękuję.- skinęłam głową i usiadłam.
- Proszę wezwać świadka Panią Alice Rain.
- Wysoki napakowany ochroniarz wychodzi na zewnątrz z sali i mówi.
- Świadek Alice Rain proszona na salę rozpraw.- <haha, wiem mam to z telewizji, ale nie mogłam się powstrzymać, wybaczcie :*> wrócił na salę, a po chwili na nią weszła moja przyjaciółka. Spojrzała na mnie ze współczuciem i podeszła do barierki.
- Proszę się przedstawić i czym się Pani zajmuję ?- pyta sędzina Ali.
- Nazywam się Alice Rain, mam dwadzieścia lat, pracuję jako tancerka grupy X Factor.
- Czy jest Pani spokrewniona lub spowinowacona z oskarżonym bądź z pokrzywdzoną ?- kolejny raz pyta... Kurwa, kiedy to się już skończy.
- Z oskarżonym nie, a nawet jakby to bym się do niego nie przyznała, a z Sandrą znam się od małego, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.
- Przypominam o całkowitym mówieniu prawdy, w innym wypadku ukarzę Panią karą pieniężną bądź karą pozbawienia wolności. Więc co Pani wie o tej sprawie ?
- Wszystko zaczęło się kiedy Sandra wyszła na ten spacer, gdybym wiedziała, że coś takiego się stanie nie wypuściła bym jej z domu. Sandra nie wracała przez tydzień do domu, a gdy już znalazła się w nim, była w okropnym stanie. Całe jej ciało było posiniaczone, na jej białej koszulce na ramiączkach było mnóstwo krwi oraz była cała potargana. Nie miała tego sweterka, w którym wyszła z domu. Była cała zmarznięta, przestraszona. Cała się trzęsła, z zimna i strachu. Nie pozwoliła mi do niej podejść, a zwłaszcza siebie dotknąć. Mi, dziewczynie, którą znała całe życie i ufała mi. Nawet swojemu chłopakowi nie pozwoliła się dotknąć. Po prostu przyszła i siedziała na zimnym korytarzu w domu. Po nie długim czasie próbowała popełnić samobójstwo. Nie potrafiła tego przetrawić. Lekarzy nie dopuszczała do siebie więc obdukcji się nie dało zrobić. Policji także nic nie powiedziała. Gdy podcięła sobie żyły, myślałam, że to koniec, że stracimy ją na zawsze. Jednak mimo iż to zrobiła to jednak się nie poddała, wyszła z tego stanu. Przez następne dwa miesiące uczęszczała do psychologa, aż zapomniała... Lecz nie na długo. Po nie krótkim czasie od wyprowadziła się od Nas.
- Dlaczego się wyprowadziła ? Z jakich powodów ?- bezczelnie wcięła jej się w zdanie.
- Z powodów sercowych. Odwróciła się od każdego, okazało się, że jest w ciąży... I w dzień kiedy się dowiedziała, że spodziewa się dziecka ON zaatakował ponownie. Gdy wróciła ze spaceru z psem on był już w jej domu, czyhał na nią. Nie wiem jakim cudem on ją tam znalazł, a przede wszystkim jakim cudem tam wszedł. Wtedy zaczęli się szamotać... Z tego co wiem  z opowiadań Sandry. Potem Sandrze udało się jakoś dorwać swój telefon i zadzwonić do mnie. Gdy odebrałam usłyszałam paniczy krzyk, jak Sandra mnie wołała, wołała bym jej pomogła. Usłyszałam dźwięk bitego szkła oraz uderzenie, tak jakby w policzek. To on ją w tedy uderzył. Po chwili połączenie zostało przerwane, a ja spanikowana zadzwoniłam po policję. To tyle.
- Są jakieś pytania do świadka ?
- Nie.- odezwał się obrońca Collie
- Nie.- odezwała się teraz moja Pani adwokat.
- Dobrze... Więc to na tyle, proszę o mowy końcowe obrońców obydwu stron, obrońca oskarżonego, słuchamy.
-  Wysoki sądzie! Proces karny ma odpowiedzieć na pytanie jak rzeczywiście przebiegało zdarzenie, kto jest winny i jaką powinien ponieść za to karę? Ale wydaje się, że jeszcze ważniejszą funkcją procesu jest jego wartość edukacyjna dla sprawcy. Jako pełnomocnik oskarżonego pragnę sadowi przedstawić bogatą problematykę faktyczną i prawną niniejszej sprawy, która wymaga systematyzacji. Chcę zająć się aspektem kryminalnym zdarzenia. Chodzi o to aby w miarę możliwości przyczynić się, ułatwić sądowi w sposób maksymalny stosowanie prawa. Stan faktyczny prowadzonej sprawy nie jest skomplikowany.
Rzeczywiście Matthew C. wieczoru dwudziestego-ósmego lipca dwa tysiące trzynastego roku spotkał Pannę Smith na ulicy. Uprawiał z nią seks, ale nie wiadomo czy ona tego chciała czy też nie. Nie możemy bezpodstawnie oskarżyć Matthew'a C. o "zgwałcenie"- adwokat wyrysował w powietrzu, a mnie aż krew zalewała. No to chyba mamy dwóch podobnych do siebie kolesiów.- Panny Smith, ponieważ zeznania ani oskarżonego, ani poszkodowanej nie mogą być całkiem wiarygodne. Nie ma świadków tego zdarzenia, jest bardzo mało dowodów. Znaleziono jedynie nóż z tkanką poszkodowanej, ale może być też takie wyjaśnienie, że to było zrobione przypadkowo podczas ich stosunku seksualnego...- dalej nie słyszałam bo mnie zatkało. No pojebało kolesia ?! Pozwoliłam od tak sobie pociąć piersi ? Chciałam by zrobił mi te pierdolone siniaki ?- Proszę o uwolnienie mojego klienta na wolność, dziękuję.- mówi i siada.
- Dziękuję, o co prosi oskarżony Matthew Collie ?
- O to samo co mój adwokat.
- Dobrze, dziękuję, teraz kolej na obrońce poszkodowanej.
- Mojej klientce Sandrze Smith zarzuca się iż ona kłamię. Prawda jest taka, że żadna przyzwoita kobieta, którą jest Panna Sandra nie pozwoliła by sobie na stosunek seksualny w jakimś obskurnym zaułku. Z ostrożności procesowej zgodnie z art. 7 k.p.k. i swobodną oceną dowodów i jeżeli sąd uznaje, iż moja klientka kłamię, to dlaczego wcześniej nie spotykała się z oskarżonym ? Sąd pozwoli sprawa jest prosta oskarżony popełnił czyn zabroniony, pociął tej o to kobiecie, młodej dziewczynie, piersi. Przez tego człowieka ta dziewczyna będzie miała bliznę do końca życia, oraz uraz psychiczny. Są niezbite dowody iż oskarżony Matthew Collie popełnił się czynu zabronionego, czyli zgwałcenie, pobicie, napad, oraz ponowne pobicie, napad, wtargnięcie do domu mojej klientki bez jej wiedzy i napadnięcie na nią po raz kolejny. Proszę Sądu, to nie jest normalne. Dlatego Proszę Sędzinę o najsurowszy wyrok kary dla oskarżonego, dziękuję.
- O co prosi poszkodowana, Sandra Smith ?- pyta mnie.
- O sprawiedliwość.- wstaję, mówię i ponownie siadam. 
- Dobrze, ogłaszam przerwę na naradę. Za chwilę ogłosimy wyrok.

*
- Proszę wstać,Sąd idzie.- mówi ta sama kobietka, która wcześniej zapowiadała.
Posłusznie wstałam. Mojemu oprawcy widocznie się nie chciało wstać i siedział na swoim miejscu. Jednak jego adwokat szturchnął go w ramię, a po chwili Matthew już stał. Odnoszę wrażenie, że oni się skądś znają... A pieprzyć to.
- Wyrok Sądu Rejonowego w Londynie II Wydział Karny wobec Matthew Collie, o to, że w dniu dwudziestego-ósmego lipca dwa tysiące trzynastego roku zgwałcił Sandrę Smith, z pobiciem, pocięciem nożem oraz ponowną napaścią.
Sąd zdecydował, iż Matthew Collie jest WINNY popełnionemu czynowi i skazuje go n wyrok osiemnastu lat, pozbawienia wolność, bez warunkowego zwolnienia. Dziękuję.- Jest ! Cholera jasna jest ! Wygrałam ! Nie zobaczę jego paskudnej mordy przez osiemnaście lat. Przez osiemnaście lat mogę być spokojna. Jestem taka szczęśliwa. Sprawa zaczęła się fatalnie, a skończyła bardzo dobrze.
- Że co kurwa ?! Osiemnaście lat, za zgwałcenie tej jebanej ździry ?!- unosi się Collie. O cholera. W jego oczach jest wściekłość. Wpadł w furię. Ochrona natychmiastowo zareagowała, gdy ten potwór uderzył pięścią o biurko przy, którym siedział on i jego adwokat. Zakuli go w kajdanki.
- Panie Collie, proszę spokojniej, za karę skazuję Pana na dodatkowe pięć miesięcy więzienia. Proszę się rozejść.- Oho ! Sędzinę widocznie wkurwił ten palant.

*
Byłam już na zewnątrz sali rozpraw i wraz z Niall'em oraz Alice kierowaliśmy się w stronę samochodu mojego narzeczonego.
- Jestem z Ciebie taka dumna, Sandra !- mówi entuzjastycznie Alice.- Jesteś taka silna ! Chciałabym być choć w połowie taka jak Ty.
- Jesteś o wiele lepsza niż ja.- mówię z lekkim uśmiechem na ustach.
- Nie chcę urazić Alice, ale sądzę, że to Ty jesteś najlepsza.- odzywa się Horan na co chichoczę.
- Tak, zdecydowanie.- mówi moja przyjaciółka.- Teraz jedziecie po Emily ?
- Tak, bardzo się cieszę z tego powodu, że wreszcie będziemy mieli ją przy sobie. W ciepłym domku.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem tatą !- odzywa się Niall z wielkim entuzjazmem w głosie.
- Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że to Wy jako pierwsi macie dziecko, a ostatni, zaczęliście uprawiać seks.- śmieje się blondynka. A tak z innej beczki zastanawiam się nad powróceniem do swojego naturalnego koloru włosów. Tęskno mi trochę za blondem.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Nie liczy się kiedy, liczy się jak.- odzywam się.- Teraz jedziesz na trening ?
- Tak.
- Tęskno mi trochę za tańcem.
- Spokojnie, jeszcze do tego wrócisz.- Niall otwiera drzwi samochodu.
- Niall, podwiózł byś mnie pod halę ? Nie chcę zawracać już głowy Harry'emu głowy. Proszę.- prosi go moja przyjaciółka.
- Jasne, czemu nie.
Wsiadamy do samochodu i jedziemy zawieść Alice.

*
Alice właśnie wychodzi z samochodu mówiąc byśmy się trzymali i jedziemy po malutką Emily.
Jesteśmy na miejscu. Niall bierze fotelik do samochodu, dla niemowlaka, a ja biorę torbę z ciuszkami na przebranie, by wyjść na ten mróz oczywiście.
Weszliśmy do budynku trzymając się za ręce i skierowaliśmy się do sali mojej malutkiej.
- Dzień dobry.- przywitałam się z lekarzem mojej córki.
- A dzień dobry. Mamy dzisiaj szczęśliwy dzień, Państwa córka jest bardzo silna i wychodzi dziś z tego miejsca. Szczerze mówiąc też go nie lubię.- śmieje się lekarz. Proszę Pana ze mną wypełnić dokumenty, a Pani niech ubierze małą..- odchodzi od Emily i kieruję się w stronę wyjścia wraz z blondynem. Niall zanim wyszedł położył obok mnie fotelik dla małej.
Ubrałam malutkiej świeżego pampersa, potem czerwone body, następnie białe rajstopki, na to czerwone śpioszki, a na to kombinezon, a na koniec czapeczkę.
Włożyłam małą do fotelika i zapięłam paskami bezpieczeństwa.
Tak się cieszyłam, że zabieramy ją do domu. 
Emily wymachiwała swoimi rączkami i nóżkami w różne strony.
Tak bardzo ją kocham.
Po chwili zabawiania małej do sali wszedł Niall.
- Dziękujemy Panu bardzo za opiekę Nami dwoma, zobaczymy się wkrótce na badaniach kontrolnych. Do widzenia.- żegnam się z Naszym lekarzem.
- Do widzenia.
- Daj.- Niall zabiera ode mnie fotelik i kierujemy się w stronę samochodu.
Gdy Niall otwiera drzwi pojazdu usadawia fotelik z małą na tylnych siedzeniach i zapina ją. Ja siadam z tyłu, by dopilnować. Jednak ten strach jest mimo tych pasów bezpieczeństwa. Upewniam się czy pasy są dobrze zapięte. Gdy to robię sama zapinam swoje i jedziemy do domu...
WRESZCIE !
________________________________________
PRZEPRASZAM ZA OBSUWĘ !
TAK NIESTETY WYSZŁO, ALE POWYPADAŁY MI RÓŻNE SPRAWI I TEN TEGO...
ALE MYŚLĘ, ŻE ZREKOMPENSOWAŁAM WAM MOJĄ NIEOBECNOŚĆ DŁUGIM ROZDZIAŁEM ! DAWNO JUŻ NIE BYŁO TAKIEGO DŁUGIEGO, NIE ?
WAŻNA SPRAWA !!!!!! 
Proszę, przedstaw w komentarzu fragment z tego opowiadania, obojętnie z jakiego rozdziału, który Ci się najbardziej podoba ! 
Dziękuję
Kocham Was !  :*
Dobranoc !

~Sandra~

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 56

Nie, nie może tak być... Nie może być tak za każdym razem, że kiedy powoli się układa to nagle musi się coś zepsuć. Nie pozwolę by ten cholerny facet zniszczył ponownie moje życie. Nie ma mowy. Nie będę chodzić załamana. Mam ważniejsze powody by się martwić, a jest nim moja małą córeczka. To o nią muszę się martwić, a nie o siebie. Ja przeżyję, będą tam przecież sąd, adwokaci, policja, ochrona i dużo innych światków, więc nie mam powodów do obaw. Wiem, że ciarki i strach przejdą przez moje ciało, ale nic więcej. Czego mam się obawiać. Pójdę tam, opowiem wszystko jeszcze raz, uzyskam wyrok i po prostu wyjdę cała i zdrowa... Łatwo powiedzieć trudniej zrobić- mówi mi głos w mojej głowie.
Dam radę, dam radę, jestem silna. Przeszłam tyle, że to pójdzie jak z płatka i potem będzie tylko lepiej.
Tak, będzie lepiej, na pewno.
- Nie. Nie skrzywdzi mnie, ja na to nie pozwolę. Muszę być silna, dla Naszej kochanej córeczki.
Musimy być oboje silni. Teraz może być tylko lepiej.- odsuwam się od chłopaka i mówię mu to co muszę zrobić.
- Tak... Dla Naszej małej córeczki.- mówi i całuje mnie czule w usta. Odwzajemniam pocałunek, kładąc delikatnie dłonie na jego policzkach.
- Egheem.- tą piękną chwilę przerwała pielęgniarka. 
Niech spieprza, tak dawno nie czułam jego ust. Ponownie jego pocałowałam. Przez pocałunek mogłam wyczuć jak Niall się uśmiecha.- Przepraszam, nie chciałabym Państwu przeszkadzać, ale ma Pani gościa, wpuścić go do Pani ?- westchnęłam głośno i odsunęłam się od soczystych, malinowych ust i spojrzałam na pielęgniarkę. Była jakaś nowa... I młoda... I szczupła... I piękna... Cholera, zazdroszczę jej urody, ale cóż zrobić, są piękniejsi i trochę mniej piękniejsi.
- Pewnie Harry. - mówię głównie od siebie, ale zdezorientowanie jest bardzo dobrze widoczne na twarzy... Kelsley, tak przynajmniej wyczytałam z jej plakietce przyczepionej do materiału jej uniformu do pracy.- Proszę tą osobę wpuścić.- mówię, a pielęgniarka natychmiastowo opuszcza salę, a ja wracam do poprzedniej czynności, póki zaś ktoś Nam nie przerywa.
- Eeem, Sandra...- zamarłam. Znam ten głos. Obróciłam się w stronę chłopaka. Wytrzeszczyłam oczy i przetarłam je dłońmi, bo wciąż nie dowierzałam.
- Co Ty tu robisz ?- wysyczałam przez zęby.
- Chciałam porozmawiać. Z Tobą, na osobności.
- Logan, ale my nie mamy o czym rozmawiać.
- Sandra, proszę wysłuchaj mnie. Z Niall'em już rozmawiałem. Chcę tylko rozmowy, nic więcej, błagam.- mówił rozpaczliwym tonem.
Natychmiast przed oczami miałam te Nasze pięknie chwile spędzone razem jako.... przyjaciele.
- Sandra, porozmawiaj z nim. Jak coś będzie nie tak to mnie zawołasz przez szybę, okej ?- co ?! Niall chcę, żebym z nim gadała ? Ja pierdolę, co tu się dzieje.
- Dobrze, ale tylko chwilę.
- Więc... Wiem, że postąpiłem źle każąc usunąć Ci ciążę, zabić Twoje dziecko, ale chciałem dla Ciebie dobrze. Miałem dobre intencję. Myślałem, że będzie to lepsze wyjście, bo kto by Ci pomagał ? Z przyjaciółkami i chłopakami z One Direction byłaś pokłócona, ja bym za niedługo w trasę wyjechał, a rodzice zapracowani. Nie chciałem powiedzieć tego w tak oschły sposób, lecz bezmyślnie to zrobiłem, za co bardzo Cię przepraszam. Zniszczyłem tym Naszą przyjaźń, ale chciałbym ją naprawić. Zbudować na nowo.  Dlatego przepraszam za to co zrobiłem, za to co powiedziałem. Wiem, że to mogło Cię cholernie mocno zranić. W końcu to zrozumiałem, więc za wszystko Cię przepraszam. Nie za wszystko da się przeprosić, ale wszystko można wybaczyć. Nie wszystko da się naprawić, ale wszystko można zacząć od nowa. Weź ze sobą pamięć ostatnich dni. Porozmawiajmy o tym co minęło, o Naszej przyjaźni i rozłączeniu. Może mi opowiesz co dzieję się w Twoim życiu, opowiesz o swojej córce i może pogodzimy się. Przepraszam, tak bardzo... Wiesz, że skrzywdzić Cię nie chciałem. Gdybym mógł, czas cofnął bym. O to nie musisz się bać. Ale, że nie mogę to proszę o jedno- wybacz mi...- skończył swój, a la monolog, a mi w oku aż łza się zakręciła, ale nie wyszła na światło dzienne, z czego jestem dumna, że powstrzymałam się przed płaczem.
Teraz stanowczo za dużo tego robiłam.
- Obiecujesz, że nigdy więcej to się nie powtórzy ? Że nie będziesz próbował się do mnie
zbliżyć by chcieć czegoś więcej ? Ja kocham Niall'a. Jestem i będę z nim czy tego chcesz czy nie.
Ale chcę by Nasza przyjaźń toczyła się dalej.- mówię, a po chwili jak chłopak ponownie przetwarza sobie w myślach to co powiedziałam uśmiecha się szeroko, a po chwili tkwimy w przyjacielskim uścisku. Brakowało mi jego, jego ciepłych ramion. Lecz to nie znaczy, że Niall mi nie wystarcza czy coś takiego.

*Tydzień później*

Trzy dni temu wyszłam ze szpitala. Czy czułam się dobrze wychodząc z tego okropnego miejsca jak szpital ? Po części... Chociażby dlatego, że będę dalej od mojego małego aniołka. Chociaż w reszcie miałam wygodne łóżko i mogłam spać z moim chłopakiem.
Dzisiaj jest za razem bardzo dobry dzień, jak i bardzo zły.
Dobry, ponieważ dzisiaj o piętnastej jedziemy po Emily i w reszcie trafi do ciepłego domu.
Zły, dlatego, że o dwunastej jest sprawa sądowa gdzie spotkam tego faceta...
Na samą myśl o tym, że kolejny raz go zobaczę, ciarki przechodzą całe moje ciało. Przez moją głowę kolejny raz dzisiejszego dnia, a i nawet tygodnia, wspomnienia z tego felernego późnego wieczoru. Jak bym mogła tylko cofnąć czas, by nie iść na ten cholerny spacer, to zrobiłabym to.
By nie spotkać nigdy w życiu tego gnoja.
- Sandra, jak się czujesz ?- kiedy stoję przed oknem, w sweterku czesząc moje długie włosy, Niall podchodzi do mnie od tyłu i kładzie swoje duże dłonie na moich ramionach.
- Jest okej. Mogło by być lepiej, ale jest okej.- mówię i odwracam się przodem do blondyna.
- Wszystko będzie dobrze, pojadę tam z Tobą. Nic Ci się nie stanie... Będziesz bezpieczna.- zagryzam wargę.
- A co jeśli go wypuszczą ? W końcu to apelacja... Niall on powiedział, że jak powiem to komuś, a powiedziałam i to nie jednokrotnie to zrobi moim bliskim krzywdę... On Nas znajdzie, wcześniej też mnie znalazł, więc czemu nie miałby tego zrobić ponownie ?- pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich gładkich policzkach, a tusz, który miałam na rzęsach zaczął spływać wraz ze łzami.
- Tsii... Skarbie, nic się nie stanie. Nie wypuszczą go... Odsiedzi te piętnaście lat, które mu dali, a nawet i dołożą, jeśli coś odwali w sądzie.- chłopak przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i mocno przytula.
Za to ja wtulam się w jego gorącą klatkę piersiową.
- Oby było wszystko dobrze...- spojrzałam na zegarek. Była równa jedenasta.- Idę do łazienki poprawić makijaż i możemy jechać.- niebieskooki cmoknął mnie czule w czoło, a ja po chwili wspięłam się na palce i cmoknęłam go, w jego soczyste, malinowe usta.
Całą drogę do sądu się denerwowałam. A jak uświadamiałam sobie, że jesteśmy co raz bliżej wyznaczonego miejsca stresowałam się co raz to bardziej. Przecież nie codziennie możesz stanąć twarzą w twarz ze swoim gwałcicielem, prawda ?
Gdy w zasięgu mojego wzroku zaczął pojawiać się budynek sądu, zaczęłam głośniej oddychać, co przykuło uwagę Niall'a. Chłopak położył swoją dużą dłoń na moim kolanie, a ja położyłam swoją na jego ręce.
- Będzie dobrze.- szepcze blondyn.
Wyszliśmy z samochodu, ruszając do wejścia budynku. Niall otworzył mi drzwi i znajdowaliśmy się w środku. Brązowe ściany i mahoniowe meble rzucają się w oczy.
Doszliśmy do wejścia do sali i po prostu czekaliśmy do rozpoczęcia się sprawy sądowej.
Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni czarnych spodni i sprawdziłam godzinę. Równie za dwie minuty miała rozpocząć się sprawa. Usłyszałam jakieś podniesione głosy.
Spojrzałam w kierunku dochodzących odgłosów i zamarłam. Tam szedł właśnie ON zakuty w kajdanki z dwoma policjantami. Gdy znajdował się pięć metrów ode mnie, nagle się zatrzymał i spojrzał prosto w moje oczy. Stałam tam jak słup soli. Zupełnie sparaliżowana, a na dodatek patrzyłam się w jego ciemne oczy.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie arogancko, a po chwili przesłał mi buziaczka w powietrzu. W tamtym momencie oprzytomniałam i odruchowo schowałam się za plecami mojego chłopaka. Niall ciskał piorunami z oczu w stronę tego bandyty.
- Sprawa o apelację numer jeden rozpoczyna się za minutę, prosimy o wejście na salę i zajęcie swoich miejsc.- odezwała się kobieta w średnim wieku, która wyszła z sali.
Policjanci wprowadzili mężczyznę na salę sądową, a po chwili ja wraz z blondynem do nie weszliśmy.
Usiadłam po prawej stronie sali, obok mojej Pani adwokat, którą wynajęłam wraz z Niall'em by broniła mnie w tym okropnym miejscu. Za to Niall usiadł za barierką na krzesełkach, w pierwszym rzędzie.
- Proszę wstać, sąd idzie.- poinformowała Nas ta sama kobieta co wcześniej.
Wstałam jak to poinformowała Nas Pani, a do sali na weszła Pani sędzina i zasiadła na swoim miejscu.
Zaczęła coś tam mówić, aż przyszła pora na zeznania tego gnoja. Jeśli dobrze pamiętam, ma on na imię Mathiew... Stanowczo za ładne imię na tak paskudną mordę jak jego.
- Chciałbym powiedzieć, że to, o co oskarżyła mnie ta oto kobieta- wskazał na mnie palcem.- oskarżyła mnie o gwałt bezpodstawnie. Nie było niczego, czego ona by nie chciała. Ta dziewczyna wręcz błagała mnie, żebym przepieprzył ją w tym zaułku.-sędzina zwróciła mu uwagę za słownictwo. Co za łgarz !- Nic nie zrobiłem. A w tedy kiedy znaleźli mnie u niej w domu, to odpowiedź jest logiczna... Zadzwoniła do mnie bym przyjechał pod ten adres, więc to zrobiłem. Niemal od razu, w drzwiach rzuciła się na mnie i zaczęła całować i prosić bym ją wziął, potem przyjechała policja i mnie zabrali.- zakończył, a we mnie, aż kipiało ze złości. Może i się bałam, ale słowa, które cisną mi się na język są silniejsze i po chwili wybucham. Co jak co, ale nie będzie oszukiwał wszystkich...
- Bzdura !- unoszę się.
- Proszę spokojniej, teraz Pani kolej na zeznania, więc słuchamy.
- Dobrze. Opowiem... W ten dzień, kiedy on mnie zgwałcił, wydawał się być nie zwykłym dniem... Właśnie w tedy miała zatańczyć pierwszy raz, z zespołem x factor. Gdy wieczorem wróciliśmy do domu, stwierdziłam, że pójdę się przejść. Był późny wieczór, a ja nadal szwendałam się po pustym już Londynie....- załkałam na wspomnienie, które ponowny raz dzisiejszego dnia powróciło do mojej głowy.- W tedy zobaczyłam, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się i... i wtedy znienacka on mnie zaatakował. Zaciągnął mnie do tego zaułka..... Ja.. ja szarpałam się z całych sił, próbowałam uciec, wołałam o pomoc, ale nikogo w tedy tam nie było... Tylko ja i.. i on.- popatrzałam na niego z odrazą w moim spojrzeniu.
- Proszę dalej.
- On był za silny... Rozdarł ze mnie sweter, odpiął moje spodnie... Zaczął ściskać moje piersi, gryźć mnie w szyję.. Ciągnąć mnie za włosy... I w tedy zdarł ze mnie spodnie, odpiął swoje i... - i tu się zacięłam... Nie potrafiłam wymówić tych słów. Zupełnie utkwiły mi w gardle..
- i ?- sędzina mnie pośpieszała... Kurwa, to nie jest łatwe szmato.- powiedziała moja podświadomość. Nie wiem od kiedy u mnie takie słownictwo.
- No i po prostu to zrobił...
- Co zrobił ?- dopytywał adwokat tego mężczyzny...
- No... No zgwałcił mnie... To nie było normalne... Robił to z taką siłą... Bolało jak diabli... Nie wracałam do domu przez siedem dni... Przez okrągły tydzień siedziałam w tym zaułku sama... Pół naga, głodna... Zanim odszedł powiedział jedno zdanie, zdanie, które było głównym powodem, czemu nie opowiedziałam nic policjantom o tym zdarzeniu. Brzmiało ono tak "Jeżeli powiesz o tym komu kol wiek, Twoja rodzinka tego pożałuje, szmato".
- Bzdura ! Droga sędzino ona kłamie, te wszystkie słowa, które wypadły z ust tej kłamczuchy są bzdurą ! Sama tego chciała ! Jeszcze mnie podsycała !- unosi się.
 Teraz to nie wytrzymałam, łzy leciały stróżką po moich policzkach, ale musiałam się odezwać. Jak tego nie zrobię, mojej rodzinie grozi duże niebezpieczeństwo.
- Ja ?! Ja tego chciałam ?! Ja chciałam, żebyś pieprzył mnie tak brutalnie, że nie potrafiłam nic robić przez siedem dni ?! Chciałam potem siedzieć przez te zasrane siedem dni w zaułku, bez jedzenia, bez picia ?! Chciałam, żebyś przepieprzył mnie tak, że spróbuję po pełnić samobójstwo ?! Bardzo przepraszam za słownictwa, ale inaczej nie potrafię... Chciałam mieć uraz do końca życia ?! Chciałam do cholery to ?!- schyliłam się by podnieść torebkę. Gdy ją podniosłam, wyciągnęłam zdjęcie blizny, na moich piersiach... Oczywiście to nie jest fotografia gołych piersi, ale ich cząstki. Podeszłam do jej miejsca i podałam zdjęcie. Ta założyła na swój nos okulary i spojrzała na fotografię. Oczy na wierzch prawie jej wyszły.
-  Nadal sędzina, wierzy temu potworowi, że tego chciałam ?- teraz to już łez nie powstrzymałam i jeszcze bardziej niż wcześniej leciały z moich oczu na policzki, a potem skapywały na moją turkusową koszulę.- Przepraszam...- mówię i wychodzę z sali sądowej.

_______________________________________________________________
Dziękuję za komentarze.
Przepraszam, że z dniem opóźnienia.
Przepraszam, że obiecuję, a potem dupa, ale wyskakują mi ważne sprawy.
Kocham ! xoxo
~Sandra~

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 55

Mimo iż położyłem się na sofie w salonie i próbowałem zasnąć to nie mogłem. Cały czas po mojej głowie krzątały myśli jak powiem Sandrze, że po raz kolejny musi się zgłosić do sądu by ponownie złożyć zeznania ? Jest teraz w dobrym stanie fizycznym, ale jeśli chodzi o jej stan psychiczny to nie jest za dobrze... Z moją psychiką również nie jest za dobrze. Wracając do tematu... Gdy powiem jej, że zaś musi się stawić w sądzie i przypominać sobie te wszystkie okropne rzeczy przez, które przeszła. Te przeokropne cierpienia... A na dodatek, zobaczy zaś tego chuja...
Wyciszyłem swój umysł i zasnąłem.

*Sandra*
- Jest śliczna.- mówi moja mama, na co jej przytakuję.- A te jej niebieskie oczka.
- Po tatusiu.- uśmiecham się delikatnie.
W tym momencie znajduję się z mamą na oddziale Emily. 

***
Siedzę właśnie teraz w mojej sali i jem kurczaka w sosie kurkowym, którego przyrządził mi Niall.
Co jak co, ale kucharzem to on jest świetnym.
Przyszedł nie całą godzinę temu, ale był taki jakiś mizerny, smutny, przygnębiony ?
- Dziękuję, naprawdę dobre.- mówię i uśmiecham się szeroko w stronę moje narzeczonego.
- Dzięki.- odpowiada bez namiętnie.
Teraz to już jestem pewna, że coś jest na rzeczy.
- Niall... Co jest ? Jesteś jakiś mizerny.
- Wydaję Ci się. Mało spałem.
- Przed chwilą mi mówiłeś, że przespałeś całą noc. Horan, powiedz mi prawdę. Co się dzieje ?
- Bo przyszedł list...- nie dokończył bo do sali wszedł mój  oraz Emily lekarz. Westchnął, a ulga w jego oczach była wyraźnie widoczna.
- Dokończymy później.- szepczę.
- Dzień dobry Państwu.- przywitał się ze mną oraz blondynem życzliwym uśmiechem na ustach, ukazując zmarszczki w okół oczu.
- Dzień dobry.- odpowiadam równie grzecznie jak on.
- Czy dobry to ja nie wiem...- parska Niall, a ja szturcham go w ramię i patrzę na niego wymownie łącznie z piorunami ciskającymi z moich oczu.
- Mam nowe wieści na temat Waszej córki... Jej stan w bardzo szybkim tempie się polepsza. Z początku było bardzo źle, jednak zły był tylko początek, teraz powinno być tylko lepiej. Jeśli będzie tak dalej...- przerwałam mu.
- Będziemy mogli zabrać ją do domu ?
- Jak najbardziej.
- A kiedy mniej więcej ?- tym razem głos zabrał blondyn.
- Za dobry tydzień.
- A kiedy ja, zostanę wypisana ze szpitala ?- siwiejący mężczyzna spojrzał w plik kartek zapiętych na zamykanej podkładce na kartki z klipsem.
- Jutro. Rana po cesarskim cięciu goi się prawidłowo. Jednak, za trzy dni, będzie musiała Pani przyjść na zdjęcie szwów. Gratuluję Państwu bardzo silnej córeczki, do zobaczenia.
- Rozumiem... Dziękujemy za informację. Życzę miłego miłego dnia, Panie doktorze.- mówię życzliwie, a po chwili doktor wychodzi z tymczasowo mojej sali.
- Zaczyna się powoli układać.- mówię i uśmiecham się delikatnie.
- Tak, ale zaraz i tak to się spieprzy.- mamrocze Horan.
- Nie rozumiem... Nie cieszysz się, że będziemy mogli zabrać małą do domu za tydzień ? Jeśli oczywiście, jej dobry stan pozostanie do tego czasu.
-  Czy się cieszę ? Jasne, że się cieszę. Nie mogę się doczekać, jak będę się z nią bawił, jak będę ją usypiał, jak będę jej śpiewać, jak będziemy chodzić z nią na spacery.
- To dlaczego miałoby to się spieprzyć ?!- podnoszę trochę głos, zniecierpliwiona wymijaniem tematu przez mojego narzeczonego.
- Bo tak.
- Przejdź kurwa do rzeczy.- mówię zdenerwowana.
- Ugh... Nie wiem jak Ci to powiedzieć więc sama przeczytaj....- podaje mi otwartą kopertę.
Otwieram ją i widzę mnóstwo napisów. Powoli czytam litery, z których składam wyrazy, a wyrazy w sensowne zdania.
O nie ! To nie możliwe !
Ten koleś chce wyjść na wolność.
W tedy nikt nie będzie bezpieczny. Żadna młoda dziewczyna, ja, Niall, Emily...
- Za miesiąc, jest sprawa. Musisz się wstawić w sądzie i na nowo zeznawać, co znaczy...- przerwałam mu.
- Że kolejny raz muszę się z nim zobaczyć, że ponownie muszę patrzyć na jego obleśną twarz, jeszcze raz muszę widzieć ten jego arogancki uśmieszek...- samotne łzy zaczęły spływać po moim policzku. Momentalnie Niall znajdował się tuż obok mnie i przytulał mnie do swojego ciała. Czułam jego ciepło, ogrzewające moje ciało.
W mojej pamięci zaczęły wytwarzać się wspomnienia z tego nie szczęśliwego wieczoru. Wieczoru, przez który zmieniło się wszystko.
"Miałam wrażenie że ktoś mnie śledzi. Przyśpieszyłam, ta osoba nadal za mną szła. Był to wysportowany facet. Pobiegłam, a ten gościu za mną. Wbiegłam niestety w jakiś zaułek. On do mnie podchodził, ja płakałam z przestraszenia. Był co raz to bliżej mnie.
- Nie bój się.- podchodził do mnie co raz bliżej. Złapał mnie za ręce i przejechał językiem mój policzek. Ja się szarpałam, ale ten mnie przywarł do ściany budynku. Wołałam o pomoc, ale nikogo nie było. Rozerwał mój sweterek przez co byłam w samym staniku rozpiął mój zamek od spodni i mi je zdjął. Ja się szarpałam, płakałam, wołałam pomoc, ale nic..i..i..i mnie zgwałcił. W między czasie powiedział że jak powiem coś policji to zrobi coś mojej rodzinie, bo wie gdzie mieszkam i uciekł. Ja się skuliłam i płakałam. Siedziałam tam do rana. Ale nadal nikogo nie było. Siedziałam tam chyba tak z parę dni, nic nie jadłam nic się nie odzywałam, tylko cały czas płakałam. Siedziałam w tamtym samym miejscu nadal płacząc, nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Ja chciałam się po prostu przejść i przemyśleć parę spraw, a tu takie nieszczęście. Nie byłam głodna, ani nic. Czułam obrzydzenie do swojego ciała. Dotykał je obcy facet, a nie Niall. Bałam się gdzieś iść. Cały czas byłam skulona i płakałam. Mijał dzień za dniem. A ja ni spałam, nie jadłam, nie piłam, nawet nie odezwałam się jednym słowem, tylko szlochałam i płakałam. Ruszyłam się z miejsca i podążyłam w nieznanym mi kierunku. Ludzie się na mnie patrzeli, pewnie dlatego że byłam cała brudna, sweterek potargany no i oczy całe podpuchnięte i rozmazana. Ciągle miałam słowa tego faceta " Jak powiesz coś policji skrzywdzę twoją rodzinę ". Jak wrócę do domu to Niall od razu mnie tam zabierze. Ciągle płakałam płakałam jak małe dziecko. Było już ciemno, nie wiem może około godzimy 21.
- Nie ja tego nie wytrzymam.- powiedziałam i usiadłam na krawężniku i płakałam. Nie było żywej duszy, nic, a nic. Nie wiedziałam gdzie jestem."
Potem ta próba samobójstwa...
"Całymi dniami siedziałam przy oknie i płakałam. Od tamtej pory nic nie jadłam. Niall wzywał lekarzy, ale ja się nie odzywałam, nie pozwoliłam się dotknąć. Była policja jeszcze z 2 razy. Ciągle zadawali szereg różnych pytań przez co sobie to wszystko przypominałam i co on mi robił, co mówił, że jak komuś pisnę słówko to zrobi krzywdę moim bliskim, a tego chcę uniknąć.
Jak tak ma być to ja nie chcę już żyć, krzywdzę tylko ludzi wokół.
Podeszłam do szuflady i wyciągnęłam żyletki, wzięłam jedną sztukę i usiadłam na łóżku.
- Kocham Cię Niall, przepraszam za to co zrobię.- powiedziałam szeptem.
Popatrzałam na stare blizny po żyletkach i zrobiłam nową przecinając żyłę.
Upadłam na ziemię i krzyknęłam " Przepraszam ".  Po chwili widziałam tylko ciemność."
Wybuchłam jeszcze większym płaczem, przypominając sobie wydarzenia. Jedno po drugim.
- Tsii, wszystko będzie dobrze skarbie, ja tego dopilnuję.- powiedział, a ja moczę jego koszulkę łzami wypływającymi z moich oczu.

______________________________
Chujowy rozdział wiem.
Nie mam siły.
Te momenty są skopiowane z rozdziału 12 oraz 13, jeszcze jak pisałam koszmarnie, więc proszę, nie zwracajcie na to uwagi.
Jak najszybciej dodam kolejny, ale on będzie o wiele lepszy.
Teraz idę spać.
chcę wiedzieć czy czytacie notki pod rozdziałem więc, w każdym komentarzu, który dodacie pojawiło się hasło, które podam.
HASŁO: Marchewka
Loovki
Kocham Was
Dobranoc :*

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 54

- Nie możesz tam wejść do jasnej cholery !- Lou wydziera się na Logana. Jak widzę te jego przemądrzałą mordę to, aż krew mnie zalewa. Fakt, był moim dobrym kumplem, ale to co zrobił... To, że kazał Sandrze usunąć ciążę, przeszło granice. Jak można kazać komuś usunąć dziecko ? Przecież to już życie.
- Niby dlaczego ?!- odezwał się, widocznie zirytowany postępowaniem Lou. Jak dla mnie mógł by mu przywalić tak, żeby się nie pozbierał.
- Może dlatego, że jeśli Horan Cię tu zobaczy obije Ci mordę gorzej niż po przednim razem, pamiętasz ? Chyba nie chcesz tego ponownie, dlatego odradzam Ci wejście tam i lepiej będzie jeśli sobie już stąd pójdziesz.
- Mój przyjaciel dobrze Ci doradza. Jeśli zaraz stąd nie wyjdzie, nie ręczę za siebie i wyprowadzę Cię stąd siłą.- odzywam się podchodząc do nich z udawanym spokojem, jednak w środku cały, aż cały palę się ze złości.
- Niall, do cholery porozmawiaj ze mną, a nie  pięściami od razu się do mnie rzucasz !
- Jak mam kurwa nie rzucać się do Ciebie z pięściami, skoro kazałeś Sandrze usunąć Nasze dziecko !
- To nie tak. Proszę Cię wysłuchaj mnie.- chwile tępo wpatrywałem się w jego twarz, aż w końcu zdecydowałem się na  to czy z nim porozmawiam czy też nie.
- Chodź na zewnątrz.- mówię przez zęby.- Lou, opiekuj się nią.- mówię do bruneta i odchodzę w stronę parkingu. Gdy ja wraz ze swoim towarzyszem znajdowaliśmy się tam gdzie parkują auta wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go zapalniczką. Po chwili stałem obrócony w jego stronę zaciągając się dymem.- Więc co chciałeś mi powiedzieć ?
- Palisz ?
- Nie Twój interes. Mów, bo zaraz sobie pójdę, a do Sandry i tak nie wejdziesz.
- Dobra. Po pierwsze powiedziałem, żeby Sandra usunęła to dziecko z dwóch powodów. Jeden jest błahy, a drugi trochę poważniejszy. Pierwszy powód to to, że byłem cholernie zazdrosny o to, że będziesz miał dziecko z dziewczyną, którą kocham....- prychnąłem, na co chłopak na chwilę ucichł, ale po chwili wrócił do swojej wypowiedzi.- Drugi powód to, jest to, że bałem się, że Sandra nie poradzi sobie z wychowaniem dziecka sama... Ledwo co sobie poradziła z tym, że ją zdradziłeś. Wiesz co ona wyprawiła ? Nie raz przyprowadzałem ją do domu doszczętnie nawaloną, do tego paliła papierosy. Co chwila powtarzała, czym sobie na to zasłużyła, że nie jest jej dane szczęście, że jest na tym świecie by tylko cierpieć. Pamiętam jak pewnego dnia przyszedłem ją odwiedzić... Było z nią źle, nawet bardzo. Siedziała w salonie na kanapie skulona...- przymknął oczy, jakby ten widok go bolał. Sam sobie teraz wyobrażam, ją cierpiącą przeze mnie.- Wiesz dlaczego ? Bo ta... dziewczyna, z którą zdradziłeś Sandrę, przesłała jej kolejną płytę,kopię tego jak uprawialiście seks. Do tego dołączony był list, test ciążowy-pozytywny oraz zdjęcie usg.
Kiedy tak na nią patrzyłem, myślałem, że nie wytrzymam. Nie raz miałem ochotę do Ciebie pojechać i Ci wygarnąć co o Tobie myślę. Przez te sytuacje myślałem, że Sandra może sobie nie poradzić z wychowaniem dziecka sama. Bo kogo miała ? Rodziców, którzy ciągle są zapracowani ? Ja za niedługo musiałbym wracać do roboty, bo urlop się kończy i zaś wracam na scenę. Cały świat był przeciwko niej. Rozumiesz już moje obawy ? Rozumiesz dlaczego tak powiedziałem ?- Przetwarzam w myślach sobie jego słowa jeszcze raz, by zrozumieć każdy ich szczegół. To on był przy niej kiedy mnie nie było. To on się nią opiekował,gdy mnie nie było. To on jej pomagał gdy mnie nie było. Dotarł do mnie ten pierdolony fakt, że gdyby nie on, Sandra już dawno by się załamała.
- Nie wiem co mam powiedzieć... Dzięki, że przy niej byłeś... A i sorry, że obiłem Ci mordę w tedy.
Nie myśl sobie, że lubię Cię tak jak wcześniej, bo kochasz moją kobietę, więc łapy przy sobie.- uśmiechnąłem się do niego lekko, na co Logan nie był mi dłużny.
- Dzięki,jak ona się teraz czuję ? I co z Waszym dzieckiem ?
- Nie jest dobrze.- mówię. Nie będę mu opowiadał wszystkiego, nie ma mowy. Nie ufam mu na tyle bardzo, a poza tym nie musi wszystkiego wiedzieć i wciąż nie darzę go zbytnio dużą sympatią.- Sorry stary, ale nie powiem Ci więcej. Nie ufam Ci, a poza tym nie wiem czy mogę, bo Sandra wciąż z Tobą nie rozmawia, a to czy Tobie wybaczy to już nie mój interes. Nie mam wpływu na jej decyzję.
- A mogę ją odwiedzić > Chociaż na pięć minut i wytłumaczyć jej wszystko.
- Przykro mi, ale nie. Jest za słaba, nie potrzebuje teraz kolejnych nerwów. A teraz wybacz, ale jadę do domu się odświeżyć. Tobie też radzę jechać do domu, bo i tak nic tu nie zdziałasz. Teraz ja jestem przy niej i nic, ani nikt tego nie zmieni. Sprawy rodzinne.- uśmiechnąłem się do niego lekko. Zgasiłem peta butem i podszedłem do niego i poklepałem po ramieniu.- Jedź do domu. Nic tu po Tobie.- mówię i odchodzę w stronę mojego samochodu. Po chwili siedzę już w ciepłym wnętrzu maszyny i wzdychając, uruchomiłem ją. Szybko pokonałem drogę do domu, nie wiedząc o czym myśleć. Już od progu drzwi witają mnie psiaki, obskakując ze wszystkich stron. W mgnieniu ściągnąłem buty i odwiesiłem ciepłą skórzaną kurtkę na swoje miejsce.
Pogłaskałem chwilę psy i poszedłem do kuchni. Zajrzałem do lodówki poszukując czegoś do jedzenia. Momo, że nie byłem głodny, to musiałem coś zjeść by przypadkiem nie zemdleć w szpitalu jak będę u Sandry i dać jej kolejnych powodów do zmartwień.
 Tępo wpatrywałem się w zawartość lodówki, zastanawiając się co mógłbym zjeść.
Po chwili stwierdziłem, że zjem jakiegoś kurczaka z ryżem, sałatką oraz sosem. Wygląda na jeszcze dobrego.- pomyślałem.
Nałożyłem odpowiednią ilość jedzenia na talerz i włożyłem do mikrofalówki nastawiając na dwie minuty.
Po chwili już siedziałem przy barku kuchennym nad pustym talerzem zastanawiając się co teraz będzie.
Dlaczego akurat tak się stało ? Nie może być inaczej ? Nie może być tak, że moja Emily nie musi cierpieć ? Bo jednak teraz cierpi. Zamiast być w domu, przytulnym, ciepłym i kochającym, to jest w tym jebanym, obskurnym szpitalu. Jeszcze na dodatek ten jebany Logan ! No jak chuj. Jak Sandra mu wybaczy i zaś się zaprzyjaźnią ? Jak będzie z nim spędzała więcej czasu niż ze mną ?
I teraz przed oczami mam widok Sandry, Logana oraz Emily, szczęśliwych...
Wziąłem talerz w ręce i zamachnąłem się tak mocno, że rozbił się na ścianie kuchennej. Do pomieszczenia momentalnie przybiegły psy. Zaczęły szczekać, podbiegły do talerza i zaczęły go obwąchiwać. Zaraz były przy mnie merdając ogonem.
Wstałem z krzesła, tak gwałtownie, że się przewróciło. Wywaliłem jeszcze trzy krzesła. Przestraszone psy, ze skulonymi ogonami, pobiegły na drugi koniec kuchni. Aż taki straszny jestem ?
Zacząłem krzyczeć, ciągnąc przy tym za włosy.
Wkurzony wyszedłem na balkon zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
W myślach odliczyłem do dziesięciu by trochę się uspokoić. Ostatnio bardzo mi to pomaga.
Gdy już opanowałem swoją złość wyciągnąłem z tylnej kieszeni moich czarnych spodni paczkę papierosów, a po chwili zaciągałem się dymem.
Na prawdę, jeśli ten skurwiel zbliży swoje łapy do Sandry to mu rozjebie łeb. Na prawdę.
Zgasiłem peta w popielniczce i wyszedłem z balkonu. W domu od razu owładnęło mną ciepło.
O wiele lepiej.- pomyślałem.
Ruszyłem do sypialni mojej i Sandry, by wziąć świeże ciuchy i wziąć prysznic oraz umyć zęby, ogolić się...

***
Odświeżony i z o wiele lepszym samopoczuciem wyszedłem z łazienki.
Z odruchu poszedłem do pokoju małej Emily.  Mojej córeczki.
Zacząłem po nim się rozglądać. Patrzę z bólem w oczach na ten pokój.
Wszystko przygotowane na przyjazd małej. Wózek, ciuszki, kołyska, pościel. Kurwa, dlaczego akurat moja mała, kochana córeczka ?
Nie mogło ułożyć się inaczej ? Wiem, zadaje te pytanie sobie po raz setny, ale nie wiem, co mógł bym jeszcze dalej mówić. To jest po prostu okropne. Żadnym rodzicom nie życzę takiego czego. Żadnemu wrogowi nie życzę takiego czegoś. A zwłaszcza żadnemu dziecku nie życzę takiego czegoś.
Po prostu nikt nie zasłużył na takie cierpienia. Nawet najgorszy człowiek.
Podszedłem do komody z jej ciuszkami. Otworzyłem ją i zacząłem przeglądać w niej różnorakie ubranka dla niemowląt.
Były tam sukienki, spodnie, rękawiczki, kombinezony, body, buciki.
Gdy tak przeglądałem zawartość komody jedno pudełko wpadło mi w oko.
Wyciągnąłem je i usiadłem na podłodze. Otworzyłem pudełko i gdy zobaczyłem jego zawartość od razu uśmiech wpełzł na moją przemęczoną twarz.
Było to pudełko z malutkimi Air Max'ami. Przypomniało mi się jak je kupowałem.
Przechodziłem obok sklepu Nike, nagle w oczy wpadła mi właśnie ta para tych bucików.
Zakochałem się w nich od razu.
Odłożyłem je na miejsce i dalej przeszukiwałem szufladę.
Kolejny raz napotkałem się na wspaniałą rzecz.
Była to malutka koszulka drużyny piłkarskiej reprezentującej Irlandię. Ją też sam kupiłem. Błagałem Sandrę, byśmy ją kupili. Nie chciała się zgodzić pod pretekstem, że jest brzydka.
Przekonywałem ją tak długo, aż w końcu wygrałem... No może w połowie bo powiedziała, że i tak nigdy nie założy tej koszulki Emily. Jeszcze się przekona, że Nasza córka będzie kopała w piłkę lepiej od tatusia.
Po chwili takich marzeń poukładałem wszystko na swoje miejsca i wróciłem do dalszego oglądania pokoju.
Podszedłem do łóżeczka i przyglądałem mu się dłuższy czas, po czym włączyłem kołysankę nad nim. Wsłuchałem się w grającą melodię "usypiacza dzieci". Zawsze mówiłem na to usypiacz dzieci. Usłyszałem to w wieku dziesięciu lat, jak moja ciocia mówiła do swojego męża, żeby włączył usypiacz dzieci i tak po prostu się przyjęło.
Przymknąłem oczy i zacząłem wyobrażać sobie jak to było w mojej głowie.
" Poród Sandry... Jedziemy do szpitala, przechodzi gładko. Dziecko jest już na świecie. Przecinam pępowinę, lekarz gratuluję Nam córeczki. Sandra bierze małą na ręce. Po trzech dniach wracamy do domu. Chodzimy z wózkiem na spacer. Sandra gotuje obiad, ja zabawiam małą.
Za parę lat, chodzę z Emily i Sandrą na mecze piłki nożnej, rugby. Nawet poszedłbym z nią na golfa jeśli Harry by chciał.
Jak zaprowadzam ją do szkoły. Jak widzę jak gra na boisku w nogę. Jej szóste urodziny... Zamówiłbym, zrobiłbym wszystko co by tylko chciała. Nawet wynajął dmuchany zamek księżniczki.
Kucyka bym wynajął. Czasy gdy jest nastolatką, kiedy zaczyna się malować, chłopaki.
Każdego chłopaka, który by ją skrzywdził opieprzyłbym tak, że nie zrani już żadnej małej dziewczynki..."
Przecież tak może być palancie ! Ona wyzdrowieje idioto !- mówi mi moja podświadomość, a ja jej stuprocentowo wierzę.
Tą chwilę przerwał mi dzwonek do drzwi.
Kto by miał mnie odwiedzić ?- to pytanie krążyło mi po głowie.
Zdziwiony poszedłem otworzyć drzwi wejściowe, niecierpliwemu gościu.
Osoba, dzwoniła dzwonkiem w nieskończoność, a psy temu doprawiały bo zaczęły szczekać, skakać przy dużych dębowych drzwiach. Uciszyłem zwierzęta i odgoniłem je do salonu, po czym otworzyłem drzwi na oścież.
Moim oczom ukazał się mężczyzna w średnim wieku, trochę łysiejący, w niebieskim uniformie.
Listonosz.
- Dzień dobry Panie...- zajrzał na list i ponownie na mnie spojrzał.- Smith ?
- Nie, Horan. Smith na nazwisko ma moja narzeczona. Przyszło coś ?
- Tak, list do Pańskiej Narzeczonej z sądu.- z sądu ? Zdziwiłem się i to nawet bardzo. To nie wróży nic dobrego. Przeczuwam, a właściwie to wiem.- Proszę.- podaje mi list.
- Dziękuję.
- Proszę jeszcze podpisać tu.- wskazuje na podkładkę i kartkę przyczepioną do niej. Wziąłem od niego długopis i podpisałem się.
- Do wiedzenia.
- Do wiedzenia.- pożegnałem się z mężczyzną i zamknąłem drzwi na zamek.
Ruszyłem do salonu i otworzyłem kopertę. Wyciągnąłem kartkę i zacząłem czytać jej zawartość. Poznałem, że to apelacja*.
Gdy przeczytałem kartkę jeszcze dwa razy, ponieważ  nie mogłem w to uwierzyć.
Ten chuj, który zgwałcił Sandrę, chcę, aby ponownie wszcząć dochodzenie w tej sprawie.
Nie wirze, kurwa nie wierze !
_____________________________________________
TAM TAM DAM ! XD Jak podoba
Wam się rozdział ? Dla mnie jest taki w miarę. Nie jest zły, ale perfekcyjny też nie jest.
Pisałam na asku, że mi się nie chcę, ani nic, ale po chwili wciągnęłam się w pisanie go i nie mogłam się oderwać by nawet zjeść kolację. Taki to sposobem jem ją właśnie teraz co nie wróży to zbyt dobrze mojej sylwetce. XD
Dziękuję Wam za tak dużą ilość wyświetleń oraz komentarzy i miłych treści zamieszczonych w nich ! Po prostu dziękuję ! Kocham Was ! <3
BUZIAAAKI :**
~Sandra~