piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 50

"Jeśli czytasz to nie zaszkodzi Ci skomentować zwykłym słowem jak "super". Dla Ciebie to zaledwie dwie minuty, a dla mnie duża motywacja do dalszego tworzenia. Miłego czytania."

~~~~~~~~~~~~~

W kuchni zastała pięciu chłopaków. Ten najważniejszy nawet się nie odwrócił.
- Eghem.- odchrząknęłam. Niall automatycznie odwrócił się w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. Podszedł do mnie i przytulił. Odwzajemniłam jego gest.
- Przepraszam.- wyszeptał mi do ucha, a ja szeroko się uśmiechnęłam.
- Nie masz za co. To nie Twoja wina, a teraz mnie pocałuj.- chłopak wyszczerzył się i pocałował mnie. Namiętnie, ale i czule. Takie pocałunki kochałam najbardziej.- Świetnie całujesz.- stwierdziłam. Taka prawda. Zaśmialiśmy się- Co mi ugotowałeś ?- zapytałam podchodząc do garnka z jedzeniem.
- Placki po węgiersku. Twoje ulubione. 
***
- Okej, do jutra. Pa.- żegnam się z przyjaciółmi. Czekamy z Niall'em na ganku, aż odjadą i wchodzimy do domu.- Jestem padnięta.- opadam na kanapę, a chłopak obok mnie i obejmuje mnie ramieniem. Za to Beti siada na fotelu.
- Beti, złaź stąd już.- Horan ją zwala.
- Zostaw ją, niech się nacieszy, za niedługa to będzie mój fotel.- uśmiecham się. Podnoszę wzrok na mojego narzeczonego.- Niall.
- Mmm.
- Mam pytanie. Dlaczego jesteś taki jakiś inny ?
- W jakim sensie inny ?
- Taki... nie wiem jak mam to ująć. Taki nie spokojny ? Być może i nawet agresywny. Alice mi mówiła, że to od tej pory kiedy Cię zostawiłam. Co się w tedy stało ?- chłopak westchnął ciężko.
- Od kiedy mnie zostawiłaś, załamałem się. Po każdym koncercie chodziłem do baru i piłem do póki chłopaki po mnie nie przyszli... I tak każdego wieczoru. Obwiniałem się przez to, że odeszłaś, rozwalałem meble i wyżywałem się na wszystkich w okół. Tak mi zostało do tej pory. Po prostu łatwo wytrącić mnie z równowagi. Traktuję połowę osób jako wrogów, którzy chcą mi Ciebie zabrać. Jak mi powiedziałaś, że Logan wyznał Ci miłość coś we mnie pękło. Po prostu boję się, że odejdziesz.- skończył swoją wypowiedź, a mi się zrobiło go żal.
- Kochanie, posłuchaj mnie. Nikt Ci mnie nie zabierze, jasne ? Nie chcę od Ciebie odchodzić. Kocham Cię bardzo i cieszę się, że będziemy mieli dziecko. Nie musisz się martwić, że odejdę, bo tego nie zrobię. Chyba, że Ty będziesz chciał bym zniknęła z Twojego życia, to w tedy to zrobię.
- To tego nie zrobisz, bo zawsze chcę mieć Ciebie przy sobie.- uśmiechamy się do siebie. Złączyliśmy swoje usta w powolnym oraz czułym pocałunku.

Cause I don't wanna lose you now

I'm lookin' right at the other half of me

The vacancy that set in my heart

Is a space that now you hold

Show me how to fight for now

And I'll tell you, baby, it was easy

Comin' back into you once I figured it out

You were right here all along

Tą piękną chwilę przerwał Nam dzwonek do drzwi.
- Kogo o tej porze niesie ?- pytam i wstaję by otworzyć drzwi.
- Idę z Tobą.- oświadcza mi mój chłopak, na co przytakuję.
Niall spogląda przez wizjer i odwraca się w moją stronę.
Zaczekaj tu. Ktoś chyba sobie żarty robi bo nikogo nie ma.- mówi do mnie i otwiera drzwi.  Wychodzi na ganek i rozgląda się za "żartownisiami". Zauważyłam, że na wycieraczce leży koszyk. Bez jaj, że dziecko nam podrzucili.
- Niall, spójrz.- zawołałam chłopaka, który był pod furtką i się rozglądał. Jak mógł nie zauważyć koszyka ? Podeszłam do koszyka, wzięłam go w ręce i weszłam z powrotem do domu. Blondyn również wszedł do domu, zamknął drzwi na cztery spusty. Z koszykiem powędrowaliśmy do salonu. Położyłam go na stoliku i odkryłam szmatkę, którą był przykryty szczeniak.
- O jeju. Jaki zimny. To chyba rottweiler. On jeszcze powinien być przy matce.- stwierdzam, kiedy biorę małego na ręce. Cały zimny.
- Pokaż go.- Niall bierze go w ręce.- Faktycznie zmarznięty. Ma jeszcze zamknięte oczy. Trzeba z nim jechać do weterynarza, no nie ?
- No chyba. Zaraz pojedziemy, tylko wezmę coś by go przykryć. Tam jest mróz.- wychodzę z salonu i kieruję się do łazienki po ręczniki i termofor. Trzeba jakoś ogrzać małego. Biorę to co potrzebne i gnam do kuchni. Nalewam gorącej wody do termoforu i pędem idę do salonu. Wkładam jeden ręcznik na spód koszyka, na to termofor, potem dwa ręczniki, a następnie kładę szczeniaka w koszyku i przykrywam ciepłym kocykiem, zostawiając otwór, by mógł oddychać.
Ubraliśmy się, zamknęliśmy dom i pojechaliśmy do całodobowego weterynarza.
Na miejscu zbadali szczeniaka. Weterynarz stwierdził, że mały jest wychudzony, zmarznięty, oraz tak jak na początku stwierdziłam jest za szybko odebrany matce. Lekarz dla zwierząt przepisał Nam, a właściwie pieskowi, mleko dla szczeniąt, leki, które mamy rozcieńczać w mleku oraz dał Nam wskazówki jak mamy zajmować się młodym. Dowiedzieliśmy się również, że szczenię ma około dwóch tygodni.
- Że są tacy ludzie, którzy nie mają serca. Nie rozumiem, jak można zostawić dwutygodniowego szczeniaka na takim mrozie ?!- bulwersuję się gdy blondyn otwiera drzwi. W drodze powrotnej zajechaliśmy do apteki po jak najmniejsze butelki, mleko dla wcześniaków, leki oraz zajechaliśmy do supermarketu zakupić typowe przedmioty dla piesków i przy okazji kupiliśmy nowe zabaweczki dla Beti.
- Nic nie poradzisz, że są tacy ludzie. Ty mi lepiej powiedz co my z nim zrobimy. To jest rottweiler będzie wielki, a raczej wielka, bo to suczka.
- Myślałam, że wiesz... że zostanie tutaj. Proszę.- chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Błagam zgódź się.
- No dobra.
- Jesteś wielki.- całuję go w policzek. Na prawdę się cieszę, że zostanie u Nas.
- Ale pod jednym warunkiem.
- Okej, ale jakim ?
- Będzie nazywała się Hera.
- Ok, fajne imię.
- Ja idę mleko przyszykować, a Ty idź do sypialni i zrób jej posłanie.- mówię i kieruję się z torbami do kuchni. Oczywiście z lekkimi torbami. Zagrzałam mleko, wsypałam leki i pobiegłam na górę.
Jest dwunasta w nocy, a ja nie śpię tylko robię sobie "gimnastykę"
- Daj go.- powiedziałam do chłopaka, który miał Herę na rękach. Chwyciłam go w ręce i zaczęłam karmić. Pił jakby nie jadł od nie wiem ilu. Właściwie tak było, był strasznie chudy.- Chcesz spróbować ?- farbowany przytakuje głową i robi dokładnie to samo co ja. Uśmiech wtargnął na jego nieskazitelną twarz. Odwzajemniłam mu tym samym.
- Za niedługo będziesz mogła karmić go z cycka.- śmieje się ze mnie.
- Spadaj. Idę zgaszę tam światła i idziemy spać, jestem kurewsko zmęczona.


~~~~~~~~
No i kochani takim o sposobem zbliżamy się do końca........................................Ciąży Sandry XDDD
Też Was kocham :*
Niestety nie dałam rady dodać na drugie dzień rozdziału ponieważ spałam do wieczora, bo siedziałam całą noc i rozmyślałam nad nowym blogiem, który już założyłam, ale nie podam Wam linka, ponieważ chcę napisać z 15 rozdziałów do przodu : ) A i jeszcze coś !
Nie bulwersujcie się jak nie dodam rozdziału na czas, bo to nie moja wina, tylko kwestia czasu, którego nie mam ostatnio zbyt wiele. Fakt, mam ferie, ale brak weny mnie wykańcza. Mam pomysły, ale nie wiem jak je opisać. Ale nie kończę jeszcze bloga, mam jeszcze parę pomysłów, które muszę zamieścić w tym opowiadaniu !
Kocham Was <3
Komment : PP

Sandera. xoxo

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 49

"Jeśli czytasz to nie zaszkodzi Ci skomentować zwykłym słowem jak "super". Dla Ciebie to zaledwie dwie minuty, a dla mnie duża motywacja do dalszego tworzenia. Miłego czytania."

~~~~~~~~~~~~~


"Tydzień później"
Jestem właśnie w drodze do domu. Minął właśnie tydzień, od kiedy Sandra jest w szpitalu. Jutro ma z niego wyjść, z czego się bardzo cieszę. Jadę do domu, dlatego, że mnie od siebie "wykopała". Powiedziała, że mam zjeść, wymyć się i takie tam podobne. Na całe szczęście, nie było żadnych komplikacji, ale to nie oznacza, że Sandra ma się przemęczać. Od jutra gotuję obiady, sprzątam, jeżdżę po zakupy, będę wychodził z psem, ale to z Sandrą, chwila odprężenia i świeżego powietrza musi być, co nie ?
Jak wychodziłem z jej sali, wchodzili właśnie jej rodzice. Praktycznie siedzieli tam trochę mniej czasu ode mnie. Przesiaduję tam praktycznie cały dzień, właściwie z tego powodu Sandra wywaliła mnie stamtąd o czternastej.

"Następnego dnia"

*Sandra*

Oh, wreszcie wychodzę z tego piekła. Myślałam, że to nigdy nie nastąpi. Czekam właśnie na dziewczyny, które miały mi przywieść ciuchy. Co jak co, ale Horan'owi nigdy nie pozwolę wybrać mojego stroju na co dzień. Na pewno przywiózł by mi za ciasne spodnie i przykrótką koszulkę. Ubierać kobiet to on nigdy nie będzie, ale za to sam ma świetny styl. Najbardziej lubię go jak jest ubrany w czerwoną koszulkę oraz czarne przy luźne rurki. Po prostu kocham kiedy jest tak ubrany.
- Jesteśmy.- moje przemyślenia o... emm praktycznie o głupotach przerwała Alice wchodząca do sali, a za nią reszta dziewczyn, wraz z Victorią.
- Vicki ? Jak ja Cię dawno nie widziałam, stęskniłam się.- powiedziałam wstając z łóżka szpitalnego by przytulić brunetkę.- Chciałabym Cię bardziej przytulić, ale mój brzuch chyba przeszkadza w tym. Haha.- zaczęłyśmy się śmiać.
- Widzę, że humor Ci dopisuję.- mówi Vicki.- Ja też się stęskniłam, ale teraz leć się ubrać w to co Ci przyniosłyśmy i śmigamy do Ciebie po rzeczy.
- Jak to po rzeczy ?- zapytałam zdezorientowana, odsuwając się od brunetki i uważnie się jej przyglądając.
- A pamiętasz po co jechałaś zanim... no wiesz, tu trafiłaś ?
- Aaa, już rozumiem, właśnie, Alice... Odzywał się Logan ?- z mojego głupkowatego zachowania przeszłam w poważny.
- Niby tak, codziennie tu przychodził, ale go nie wpuszczaliśmy, a Niall... jak to Niall ostatnio, kazał mu wypierdalać.
- Wow. Od kiedy on się tak zachowuje ? I w ogóle dlaczego ?
- Nie wiem czy powinnam Ci o tym mówić, powinien Ci sam o tym powiedzieć.
- Ale nie powiedział mi, Alice no proszę Cię.
- Nie chcę Cię niepokoić Sandra, najlepiej będzie jak sam Ci powiem. To nie czas i miejsce.
- Cholera Alice ! Teraz zdenerwuję się bardziej, jak nie powiem mi o co chodzi już, teraz, w tym miejscu.
- Dobra powiem Ci, ale w samochodzie, a teraz idź się ubierz.- powiedziała, a ja podeszłam do Alice wzięłam ubrania oraz kosmetyczkę i wyszłam z sali kierując się do łazienki.
Ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż, włosy zostawiłam takie jakie były, czyli pokręcone. Chyba zdecyduję się ponownie na blond. Jak ja wymyślałam, ten przesąd z chwiejnymi zachowaniami kobiet w ciąży to chyba prawda. Haha, dobra idę do nich.- pomyślałam i wyszłam ze szpitalnej łazienki. Na prawdę cieszę się, że wracam do domu. Mam dość już tych klimatów.
- Jak Ty pięknie wyglądasz, nawet jak jesteś w ciąży, nie które kobiety, które są w ciąży na prawdę wyglądają jak słoń, a Ty po prostu... awww.- mówi Vicki, a ja wybucham śmiechem.
- Teraz to dowaliłaś, że nie wyglądam jak słoń.
- No tak, wyglądasz bardzo zgrabnie jak na kobietę w ciąży.
- Gadasz. Dobra, jedziemy.- mówię i chwytam torby, które po chwili Eleanor i Danielle wyrywają mi z rąk.- Ej ! Dam radę.
- W dupie idź, ktoś na Ciebie na dole czeka.- mówi El.
- Kto ?
- Zobaczysz.- mówi mi.
Na parkingu widzę mojego brata... Zaraz brata ? Przecież on miał być w innym mieście na studiach.
- Lucas ?- mówię.
- A kto by inny.- podchodzi do mnie.- Wow, wyglądasz jak słoń, nie wiedziałem, że w tym wieku będę wujkiem, czuję się taki stary.
- Oh, no dzięki, szczery do bólu jak zawsze. Stęskniłam się za Tobą.
- Ja za Tobą też siostrzyczko, chodź do mnie.- mówi i otwiera ręce do uścisku, na co podchodzę i wtulam swoje ciało w jego o dwa razy większe.- Kocham Cię siostrzyczko, pamiętaj, że jak masz jakiś problem, dzwoń, a ja Ci pomogę, jasne ?
- Okej, też Cię kocham, braciszku.- zachichotałam.- A teraz walne prosto z mostu, czemu nie jesteś z Vicki tylko z Perrie ?
- Ja nie jestem z Perrie, ja jestem z Vicki, wybaczyła mi i tworzymy szczęśliwą parę.- wystawił rękę, a Vicki znalazła się przy nim.- Jak się czujesz ?
- Znakomicie, ale na pewno jak będę w domu to Niall będzie mówił mi regułki co mam robić, czego nie robić, co jeść, co pić, ile spać, kiedy spać i takie tam.
- A pro po, widziałem do, w którym będziesz mieszkać, Horan ma niezły gust.
- Dzięki. A na ile przyjechałeś ? I tak właściwie po co ?
- Żeby odwiedzić moją siostrzyczkę, a bo mamy miesięczną przerwę studencką.- mówi i się uśmiecha.
- O muszę Ci coś przekazać, już dawno miałam Ci to powiedzieć, ale ta kłótnia z Niall'em i w ogóle wypadało mi to z głowy.- szperam w torebce w poszukiwaniu kluczy... O mam.- Trzymaj.
- Co to za klucze ?
- No klucze do domu babci i dziadka.
- No chyba coś Ci się w główce poprzewracało, jeśli myślisz, że to przyjmę. To Ty dostałaś ten dom, a nie ja.
- Ale nie będzie mi już potrzebny. Luca, proszę Cię weź to i mnie nie denerwuj, bo nie mogę tego robić.
- Oh, no dobra, dzięki siostra, to my jedziemy za Wami, bo trzeba wziąć Twoje rzeczy z tego domu, a dziewczyny nie będą tego same niosły.
- Okeej. Na razie.- mówię i wchodzę za kierownicę w moim samochodzie.
- Sandra, zmiataj stąd.- mówi mi Olivia.
- Nieść moje rzeczy możecie, wyręczać też, ale samochodem będę ja prowadziła i nie zaszkodzi mi to bo rozmawiałam z lekarzem, mogę prowadzić, ale nie za często, więc to Ty zmiataj na miejsce pasażera.- mówię i posyłam jej buziaczka.
- Jaka Ty jesteś uparta.- mówi i siada z tyłu, a po chwili wszystkie siedzimy w aucie.
- Jak ja dawno nie jeździłam. Dobra Alice, miałaś mi powiedzieć w aucie o co chodzi z Horankiem.
- No tak... Więc, od kiedy wiesz, przespał się z Sophie to, za sprawą tych narkotyków. No i od wtedy co go zostawiłaś, załamał się, stał się nerwowy, nie wiem czy to nie wina tych narkotyków, mimo iż nie ma ich w sobie, ale czytaliśmy, że to też może być ich wina. Po prostu jak go zostawiłaś miał załamanie nerwowe, denerwowało go wszystko, robił raj-ban w domu, wydzierał się na wszystkich, mimo iż nic nie zrobili. Myślę, że to dlatego, że boi się, że go zostawisz, przez tych wszystkich.- mówi, a mi szczęka opada, ale się nie odzywam.
- Porozmawiam z nim.- mówię i dodaję gazu.

***
"W domu"

Weszłam do wielkiego domu, a raczej nazwałabym go willą. Jest ogromniasty. Garderoba jest większa od salonu w domu po dziadkach.
- Niall ! Jesteśmy !- krzyczę, a w moje nozdrza rzuca się zapach czegoś... na pewno dobrego. zachichotałam w myślach. Po chwili kiedy krzyknęłam Beti podbiegła do mnie.- Jaka Ty jesteś duża, nie widziałam Cię tylko tydzień, a tak za Tobą się stęskniłam. Widzę, że się zadomowiłaś już.- mówię to pieska, a ona w zamian szczeka, macha ogonkiem i piszczy. Po chwili usiadła, a ja dopiero teraz dostrzegłam jej niebieską kokardkę zawiązaną na jej szyi. Po prostu musiałam zrobić jej zdjęcie, wyglądała w tym momencie przeuroczo. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam aparat, po czym zrobiłam jej zdjęcie.
- Cudowne.- mówię, a po chwili wszyscy wchodzimy do kuchni, a moim oczom ukazuje się pięciu chłopaków. 



~~~~~~~~~~~~

Reszta później ! Jak Wam się podoba ? Mnie tak nawet nawet. Nie wiem, czy nie dodam jeszcze dzisiaj, albo jutro rozdziału : P
Przepraszam za obsuwę.
Kocham Was.
Zagłosujecie właśnie na tego bloga w ankiecie ? :D
Po prawej stronie, na Forever Be With You : )


Sandera. xoxo 

czwartek, 9 stycznia 2014

Roozdział 48

"Jeśli czytasz to nie zaszkodzi Ci skomentować zwykłym słowem jak "super". Dla Ciebie to zaledwie dwie minuty, a dla mnie duża motywacja do dalszego tworzenia. Miłego czytania."

~~~~~~~~~~~~~

- Sandra, jak dobrze, że jesteś. musimy porozmawiać, ale bez niego.- mówi Logan.
Z jednej strony chciałam go wysłuchać, a z drugiej chciałam przywalić mu z liścia.
- Ona nie chce z Tobą rozmawiać. Lepiej stąd idź bo nie ręczę za siebie.- mówi Niall przez zaciśnięte zęby.
- Nie wtrącaj się, to jest sprawa pomiędzy mną, a nią.
- Słucham ?! Po co chcesz z nią rozmawiać ? Może, żeby oddała Nasze dziecko ?
- Gówno Ci do tego o czym chcę z nią porozmawiać. Sandra, porozmawiamy ? Proszę.
Popatrzałam na niego po czym na Horana, który zaciska szczękę. Gdy chciałam już się odezwać, Niall mi przerwał. Z każdą minutą jestem co raz bardziej nie spokojna.
- Wypieprzaj stąd, ona nie chce z Tobą rozmawiać. Albo stąd odejdziesz, albo Ci w tym pomogę, ale w tedy nie będzie miło.
- Kurwa dasz jej się odezwać ?! Ciągle jej przerywasz, chcę usłyszeć to od niej, a nie od kolesia, który pieprzy się z innymi na lewo i prawo.
Blondyn automatycznie puścił moją dłoń i wystrzelił jak torpeda w stronę Logana, po czym chwycił go za koszule i zaczął coś syczeć mu prosto w twarz. Zaczęli się kłócić, aż Niall uderzył go w twarz, ale Logan nie pozostał mu dłużny i również go uderzył.
Podbiegłam do nich i próbowałam ich rozdzielić, ale na marne, lecz się nie poddawałam.
- Uspokójcie się do jasnej cholery.- krzyczę, ale Ci nadal okładają się pięściami. Podchodzę do nich w zamiarze ich rozdzielenia, ale ponownie zawiodłam.
- Kurwa, przestańcie.- drę się na cały regulator, ale nic. Niech ktoś przyjdzie tu i mi pomoże. Oni się tu pozabijają.
Jak na zawołanie podjeżdża pod dom auto Liama. Wysiadają z niego Danielle, Harry, Alice i Liam.
Podbiegają tu i próbują ich oddzielić. Nawet oni mieli z tym trudności, a co dopiero ja. Podeszłam do nich i próbowałam przemówić do rozumu chociaż Niall'owi.
- Sandra, odsuń się.- mówi do mnie Liam odciągając Horana. Udało im się.
Stali teraz od siebie z dystansem, ale Niall się wyrywał, równie jak Logan.
- Puść mnie, do chuja, rozpierdolę go.- mówi farbowany.
- Kurwa, Niall uspokój się do kurwy nędzy.- krzyczę najgłośniej jak potrafię.
Nagle zrobiło mi się duszno, poczułam ból pod prawym żebrem. Przykucnęłam i złapałam się za brzuch.
Poczułam jak zbierają się przy mnie i coś mówię, ale ich nie rozumiem. Obraz mi się zamazuje, aż całkiem widzę ciemność i świadomość.

***
~~Niall~~
Przed chwilą karetka zabrała Sandrę do szpitala. Teraz siedzę w aucie Liama. Nie mogłem pojechać swoim ponieważ jestem za bardzo zdenerwowany na kierowanie. Jeśli coś stanie się Sandrze, albo małej nie wybaczę tego sobie.
- Po cholerę skakaliście sobie do gardeł. Dobrze wiesz, że Sandra denerwować się nie może. Jeszcze do chuja próbowała Was rozdzielić. Jak ja z Harry'm mieliśmy problem to zrobić to co dopiero ona ?! Jak się musiała wkurwić, przestraszyć. Pomyślałeś o tym ?! Kurwa czy Ty w ogóle myślisz ?!- wydziera się Liam.
- Liam uspokój się, Tobie też by nerwy puściły jakbyś miał przed sobą osobę, która kazała by na przykład mi usunąć ciążę.- Danielle go uspokajała, po czym się zamknął. I w ciszy dojechaliśmy na parking szpitala. Liam nie zgasił jeszcze silnika, a ja już wybiegłem z auta jak poparzony. Jestem przy recepcji.
- Gdzie leży Sandra Smith ?- zapytałem młodej kobiety.
- A kim pan jest ?- spojrzała na mnie.
- Niall Horan, narzeczony Sandry. A teraz może pani udzielić mi informacji ?- pytam nie spokojnie.
- Chwileczkę.- powiedziała i sprawdziła coś w swoim komputerze.- Teraz jest w sali z lekarzem. Nie może teraz pan tam wejść.
- Do cholery jasnej, w której sali ?!- pytam z lekko podniesionym tonem.
- Proszę spokojniej, drugie piętro sala czternaście.- powiedziała, a ja szybkim krokiem poszedłem na drugie piętro. Wychodząc z windy, wchodząc na oddział słyszę krzyki kobiet, a w oczy rzucił mi się napis na drzwiach, "Nadciśnienie Tętnicze, U Kobiet W Ciąży". Kurwa nie wiem co to znaczy, ale brzmi strasznie.
Podszedłem do szyby i zauważyłem czterech lekarzy i trzy pielęgniarki chodzących koło Sandry.
Sama Sandra ma zamknięte oczy. Położyłem prawą dłoń na szybie, po czym odsunąłem się i usiadłem na krzesełku. Schowałem twarz w dłonie i czekałem na lekarza.
Usłyszałem czyjeś kroki, ale nie spojrzałem do kogo należą, bo doskonale wiedziałem, że są to moi przyjaciele. Poczułem, że ktoś obok mnie siada, a po chwili obejmuje i klepie po plecach mnie.
- Niall, spokojnie. Będzie dobrze, zobaczysz. Sandra jest silna i dobrze o tym wiesz.- po głosie rozpoznałem, że należy do Alice.
- Liam ma rację, to moja wina. To moja cholerna wina. Gdybym nie skakał do niego z łapami nic by się nie stało.
***

Siedzę w szpitalu całą noc, ale lekarz nawet na sekundę nie wyszedł z sali, a pielęgniarki latały tam i z powrotem. Nic nie dowiedziałem się do tej pory. Mimo iż jestem tu od godziny dwudziestej pierwszej, a jest czwarta nad ranem Ci ciągle tam siedzą, a ja się tu denerwuję i martwię, co dzieje się z moją narzeczoną i córką. Chłopacy i dziewczyny są tutaj ze mną. Mówią, żebym się uspokoił, ja klnę, denerwuję się jak cholera, martwię, chodzę w kółko. Nic poza tym nie robię, może jeszcze wyżywam się na przyjaciołach, ale ich przepraszam za każdym razem. Mija kolejna godzina, a ja nie uzyskałem żadnych informacji na ich temat. Kurwa nic ! Zero. Zasłonili zasłonkę i nic teraz nie widzę, nie widzę co robię.
Chwila ! Słyszę rozmowę przed drzwiami sali, w której leży Sandra, a po chwili drzwi się otwierają.
Podszedłem do lekarzy jak poparzony i zacząłem zadawać szereg nurtujących od dawna mnie pytań: "Co z Sandrą?" "Co się stało?" "Czy ona wyzdrowieje?" "Co z dzieckiem?"
- A Pan kim jest ?- pyta zakładając na swój nos okulary z czarnymi oprawkami.
- Narzeczonym Sandry. Co z nią ?
- Zapraszam do mojego gabinetu.- wskazuje rękom, żebym poszedł do drzwi, które po chwili otworzył i znajdowaliśmy się w pomieszczeniu, co lekarz nazywał swoim gabinetem.
- Więc zacznę, od tego co się stało. Pana narzeczona zasłabła, z powodu stanu przedrzucawkowego. Już wyjaśniam co to jest. Otóż stan przedrzucawkowy oznacza istnienie nadciśnienia tętniczego wraz z obecnością białka w moczu. Przyczyny tej choroby nie są jeszcze nam dokładnie znane. Prawdopodobnie wiąże się ona ze wzrostem łożyska. Organizm matki reaguje immunologicznie na ciało obce, które pojawia się w jej organizmie. Mowa tutaj o dziecku i łożysku. Taka reakcja powoduje niszczenie krwi i naczyń krwionośnych oraz przyczynia się do stanu przedrzucawkowego. Są różne przyczyny zagrożenia stanem przedrzucawkowym, jak na przykład kobiety, które mają nadciśnienie tętnicze, kobiety chorujące na cukrzyce lub jak w przypadku Pani Sandry ciąża u kobiety poniżej dwudziestu lat.- lekarz widocznie skończył swoją wypowiedź, a ja zacząłem układać sobie to w jednolitą całość.
- Rozumiem, ale mam parę pytań.
- Proszę śmiało pytać.
- Czy to możliwe, że gdyby Sandra nie zdenerwowała się, to by nie doszło do takiego stanu, w którym obecnie się znajduje ?
- Szczerze mówiąc, czy Pani Sandra się denerwowała czy też nie, w końcu i tak by nastąpiło do tego stanu, co wynika z jej badań i podniesionego ciśnienia.- w pewnym sensie mi ulżyło, ale w pewnym nie. Cieszę, się, że to nie moja wina, ale i tak czuję się winny, że nie zabrałem Sandry wcześniej do lekarza. Martwię się o nie bardzo.
- A co z nią ? Co z dzieckiem ?
- Nie będę Pana okłamywał, nie jest kolorowo i w każdej chwili może dojść do krytycznego stanu i w takim przypadku musiał by Pan podjąć decyzję, kogo mamy ratować, czy dziecko czy Pana narzeczoną, ale jak na razie są stabilne i oby tak dalej. Są silne. Teraz ważne jest to, żeby Pana narzeczona się oszczędzała, miała spokój, nie denerwowała się, miała dobrą opiekę i brała leki, które zaraz wypiszę.- jak usłyszałem pierwsze zdania jego wypowiedzi mnie oszołomiły, zatkały. J-j-jak to będę musiał  wybrać jedną z nich ? To jest przecież nie możliwe. 
- Ale j-j-jak to wybrać jedną z nich, to jest przecież nie możliwe. Nie ma możliwości wyciągnąć je dwie ? Całe i zdrowe ? A jeśli jej stan się nie pogorszy to kiedy bym mógł zabrać Sandrę do domu ?
- Przykro mi, ale niestety nic nie możemy zrobić by uratować je dwie. Bądźmy dobrej myśli, że ich stan się nie pogorszy. A jeśli się nie pogorszy to myślę, że dwie doby i będzie Pan mógł ją zabrać do domu, ale Pan pamięta, ma się oszczędzać.- wskazał na mnie palcem i ściągnął okulary.- A teraz pewnie chce się Pan z nią zobaczyć, zapewne ?- pyta się i posyła mi uśmiech.
- Oczywiście.
- Proszę bardzo, ale musi Pan ubrać fartuch ochronny oraz nie za długo. Ona musi odpoczywać.
- Dobrze. Dziękuję Panu bardzo, do widzenia i miłego dnia.
- Dziękuję i wzajemnie. Do widzenia.- uśmiechnął się zajął się swoimi papierami.
Poszedłem do przyjaciół, którzy siedzieli przed salą zmartwieni. Ja byłem już trochę spokojniejszy, ale nadal się denerwowałem, czy ich stan się nie pogorszy.
- I co z nią ? Wyjdzie z tego ?- rzucili się na mnie z pytaniami, Nie dziwię się im. Tak samo zareagowałbym na ich miejscu. Powtórzyłem im mniej więcej co przekazał mi lekarz, a oni odetchnęli z ulgą, ale za razem byli zdenerwowani  powodem, że może się pogorszyć. Założyłem fartuch bezpieczeństwa dla pacjentów i za pozwoleniem pielęgniarki wszedłem do sali szpitalnej, w której znajdowała się Sandra. Leżała tam bezbronna i całkiem spokojna. Spała. Nie chciałem jej budzić więc po cichu przysunąłem krzesełko do jej łóżka, usiadłem na nim i chwyciłem malutką dłoń Sandry w swoje o cztery razy większe od niej.
- Sandra, kochanie. Przepraszam za moje zachowanie... Nie wiem co we mnie wstąpiło. Po prostu... Jak przeszła mi przez głowę myśl, że ten gnojek kazał Ci usunąć ciążę, to mnie szlag trafia. Po prostu... Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że mógł bym Cię, Was stracić. Za bardzo Was kocham i choćby nie wiem co nie pozwolę Wam odejść, rozumiesz ? Kocham Cię Sandra wiedz  o tym. Nigdy Was nie opuszczę. Zmienię się, obiecuję, tylko nie odchodźcie, nie potrafię wybrać.- mówiłem zdruzgotany. Dziewczyna poruszyła się i zacisnęła moją dłoń w swoją. Spojrzałem na nią, a ona na mnie. Uśmiechnęła się, a ja ucałowałem jej wewnętrzną stronę dłoni.
- Nie odejdziemy, też Cię kocham Niall.- mówi ochrypłym głosem i delikatnie się uśmiecha, ale wciąż jest bardzo słaba, widać to po niej.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani i jak wrażenia po rozdziale ? Mnie się nawet podoba, a Wam ! Kurde, Jestem bardzo zaskoczona wyświetleniami. Ich liczba tak wzrosła od nowego roku. Komentarzy też przybywa, oraz co rat to więcej czytelników.
Po prostu Was kocham <3
Co sądzicie o zaistniałej sytuacji ? Namieszało się co ?
Pozdrawiam i proszę o komentarze : )
Kochaaam <3

Buziaki Sandra <3